Procedury nie pomagają

Zdzisław Kaczmarski z Radomia nie ma nóg, a w jego mieszkaniu brakuje prądu, ogrzewania i gazu. Mężczyzna chciał zamieszkać w domu pomocy społecznej, ale prawo zabrania udzielenia mu pomocy!

 

- Ja proponowałbym pisać odpowiedzi na takim druku, z satysfakcją się go wykorzysta i wszyscy będą szczęśliwi – ironizuje pan Zdzisław, rozwijając papier toaletowy.

Pan Zdzisław ma 52 lata, mieszka w Radomiu. W 2009 roku amputowano mu obie nogi. Od tego czasu mężczyzna nie opuszcza swojego mieszkania, które znajduje się na drugim piętrze. Może jednak liczyć na pomoc opiekunki, która przychodzi na dwie godziny dziennie oraz zaprzyjaźnionego małżeństwa.

- Ona wykonuje ponad to, co ma w obowiązkach. Dostaję żywność na kolację, śniadanie. Nawet nie mówię, że ma mi coś kupić, a pani Terenia domyśla się i kupuje mi jakieś pączki, zadowolony jestem – opowiada pan Zdzisław.

- Do mnie należy przyniesienie gorącego posiłku, zakupy, pranie, ale to nie tylko chodzi o to, żeby zjadł i miał posprzątane. To chodzi o kontakt z człowiekiem, żeby się nie załamywał. Jest inwalidą, nie ma nóg i ta psychika jest inna – mówi Teresa Sochacka, opiekunka pana Zdzisława.

Brat pana Zdzisława dzieli z nim mieszkanie. Kiedy realizowaliśmy materiał, mężczyzny nie było. Pan Zdzisław twierdzi, że na pomoc brata nie ma co liczyć.

- Ubliża mi, często pijaństwo tu jest, ginie mi żywność, okrada mnie z pieniędzy. Gdy byłem w szpitalu ukradł mi 700 zł – opowiada pan Zdzisław.

- Brat dokucza panu Zdzisiowi, nie chce ponosić żadnych kosztów związanych z mieszkaniem a pan Zdzisław nie ma wysokiej renty, żeby opłacać i za niego i za siebie. Nie opłacali tych rachunków, przyszła elektrownia i odcięła prąd – mówi Teresa Sochacka, opiekunka pana Zdzisława.

- Nie ma prądu, gazu i ogrzewania. Grzyb jest na ścianie, więc i wilgoć. To są warunki urągające życiu normalnego człowieka - dodaje pani Ewa, która pomaga panu Zdzisławowi.

Dlatego w marcu tego roku pan Zdzisław złożył wniosek do ośrodka pomocy społecznej, aby umieścić go w domu pomocy społecznej. W Radomiu taki pobyt miesięcznie kosztuje ponad 2800 zł. Część pieniędzy byłaby ściągana z renty pana Zdzisława, resztę pokrywa gmina lub rodzina. I tu zaczyna się problem. Dlaczego? Ponieważ pan Zdzisław ma dwoje dzieci z dwóch różnych związków. Z żadnym z nich nie utrzymuje kontaktów. Aby mężczyzna trafił do domu pomocy społecznej, urzędnicy muszą sprawdzić, jak wygląda sytuacja finansowa jego dzieci.

- Córka jest osobą bezrobotną, bez prawa do zasiłku, natomiast problem jest z odnalezieniem syna pana Zdzisława. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedziało nam, że o tym imieniu, nazwisku i roczniku jest dość szeroka grupa mężczyzn w Polsce. Nie można wskazać, który z tych mężczyzn jest synem pana Zdzisława – informuje Elżbieta Kupidura z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Radomiu.

- Mówiłem, że syna nie ma w kraju i już tu nie wróci. Tu ma kłopoty rodzinne, tu ma sprawy sądowe, słyszałem coś, że z żoną się rozchodzi – opowiada pan Zdzisław.
Mężczyzna obawia się, że formalności, które zaczęły się blisko pół roku temu, nie zakończą się szybko. Stracił nadzieję na pozytywne załatwienie sprawy.

- Wiem, że tam są bardzo trudne warunki do mieszkania i ten pan dłużej nie powinien tam przebywać. Natomiast musimy respektować zapisy ustawy – informuje Elżbieta Kupidura z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Radomiu.

- Strach tu mieszkać następną zimę. Jedną już przeżyłem, to wiem. Dobrze dała się we znaki – mówi pan Zdzisław.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl