Bił od zawsze

Potężne ciosy ojca i zakrwawiona matka. To koszmarne wspomnienia córek pani Marianny. Dziewczynki boją się ojca i nie chcą go znać. Ich dramat trwa od najmłodszych lat. Bogusław M. ma postawione zarzuty, ale mieszka w domu pani Marianny. Kobieta z niego uciekła. Wraz z dziećmi czeka na zakończenie sprawy sądowej. Ta jednak może się ciągnąć latami.

Pani Marianna mieszka w Płońsku z trójką dzieci: trzynastoletnią Sarą, dwunastoletnią Klaudią i ośmioletnią Wiktorią. Dwupokojowe mieszkanie dostała od brata. Zamieszkała tam, gdyż, jak twierdzi, kilka miesięcy temu musiała uciekać z własnego domu. Miała już dość znęcania się męża nad nią i dziećmi.


- Potrafił złapać mnie za włosy i rzucić na ścianę, to nic dla niego nie znaczyło. Nigdy się nie skarżyłam do ludzi, wszystko robiłam, by chronić dzieci – rozpacza pani Marianna.


Mężatką jest od 22 lat. Twierdzi, że od samego początku w małżeństwie nie była szczęśliwa. W domu od zawsze pojawiały się awantury i bicie.


- To psychol. Wyzwiska były na porządku dziennym: ścierwo, suko – wspomina pani Marianna, a jej 12-letnia córka Klaudia dodaje: w naszym domu nigdy nie było rozmów.


Mijały lata, a sytuacja rodzinna nie zmieniała się. Jak twierdzi pani Marianna i jej dzieci - było coraz gorzej. 


- Miał taki pasek, którym nas bił.  Nawet nie patrzył, gdzie… Nie chcę go znać, nie chcę go widzieć na oczy. To była jedyna osoba, która mnie tak traktowała – mówi 12-letnia Klaudia.


Pani Marianna jest jedyną właścicielką domu, w którym mieszkała z mężem i dziećmi. Nie chciała z domu uciekać. Jednak, jak twierdzi, mąż pobił ją tak dotkliwie, że zaczęła obawiać się o własne życie.


- Popchnął mnie, więc wyszłam do holu, a on za mną. Splunął mi w twarz. Mama wtedy weszła i próbowała mnie bronić, bo on jest dorosły, a ja dziecko. Wiktoria krzyczała, że go nienawidzi. Straszne rzeczy się działy wtedy – wspomina Sara, 13-letnia córka pani Marianny.


- Uderzył mnie tak, że nie mogłam wstać. Nie pomógł mi, tylko wycierał krew w salonie – opowiada pani Marianna.


- Miała złamany nos, była cała zakrwawiona i spuchnięta. Lekarz chciał ją zostawić w szpitalu, ale ona mówiła, że dwie dziewczynki zostały w domu i umierają ze strachu. Sara opowiadała, że tata kopnął mamę w brzuch – dodaje pani Dorota, przyjaciółka pani Marianny.


Mąż pani Marianny - Bogusław M. ma postawiony zarzut psychicznego i fizycznego znęcania się nad żoną i córkami. Kobieta wnioskowała o tymczasowe aresztowanie męża, bądź nakaz eksmisji. Niestety bez skutku. Prezes Sądu Rejonowego w Płońsku, Andrzej Szymański przysłał nam wyjaśnienia na piśmie:


„W sprawie nie stosowano środka zapobiegawczego w postaci aresztu, albowiem do ostatniej chwili nie ujawniły się żadne okoliczności, które uzasadniałyby jego stosowanie”


Pani Marianna nie może wejść do domu, gdyż boi się męża. A poza tym,  jak twierdzi, mąż wymienił zamki. Próbujemy więc razem z panią Marianną i jej bratową dostać się do mieszkania. Niestety, drzwi były zamknięte, a Bogusław M. odjechał samochodem. Poprosiliśmy o pomoc policję, ale i to nie rozwiązało problemu.


Pani Marianna musi więc czekać na zakończenie sprawy. Jakie będzie jej zakończenie, nie wiadomo. Pewne jest jedno, że kobieta wraz z dziećmi nadal ucieka przed mężem. Jedyne pieniądze na utrzymanie siebie i dzieci ma ze sklepu, który prowadzi. Choć płaci rachunki za dom, wejść do niego nie może.  


- Jeśli on będzie na wolności, to my nigdy nie wrócimy do tego domu – mówi pani Marianna.


- Tam, gdzie są dzieci, powinny być sądy 24-godzinne, tak jak na Zachodzie. Wtedy taka sprawa byłaby już załatwiona – podsumowuje Marek Szambelan z Fundacji Razem Lepiej, pomagającej ofiarom przemocy domowej.*

*skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

interwencja@polsat.com.pl