Majątek stracili w komisie

Miesiąc temu przedstawiliśmy w Interwencji ludzi, którzy czują się oszukani przez małżeństwo Marioli i Michała B. Pan Henryk twierdzi, że oddał samochód do ich komisu w Szczecinie i do dzisiaj nie otrzymał części zapłaty. Inne osoby pożyczały Michałowi B. pieniądze i nie mogą ich teraz odzyskać. Po naszym reportażu odezwały się kolejne poszkodowane osoby.

Paweł Kalbarczyk jest właścicielem lombardu „Omega” w Szczecinie i kliniki dentystycznej w Londynie. Mówi, że mimo doświadczenia w prowadzeniu biznesu, nie przewidział, że pożyczka udzielona Michałowi B. może zakończyć się stratą dla jego firmy. Szczeciński biznesmen Michał B. przyszedł cztery lata temu do jego lombardu pożyczyć pieniądze na sprowadzenie samochodu z USA. Wydał się osobą wiarygodną.

- Udałem się do siedziby jego firmy, okazała się bardzo ładna, z dużym zapleczem finansowym, stało tam bardzo dużo drogich samochodów. Łatwo zdobył moją przychylność. Michał B. pożyczył równowartość dwóch ekskluzywnych samochodów na tamte czasy. Miał ją spłacić po dwóch miesiącach. Niestety, nie spłacił ani należności głównej, ani odsetek – opowiada Paweł Kalbarczyk.

W tym roku cierpliwość pana Pawła się skończyła. Postanowił odzyskać pieniądze przez komornika i skierował sprawę do sądu. Zadzwoniliśmy do Michała B., żeby porozmawiać o jego długu wobec lombardu „Omega”. Ponieważ nie odebrał, zostawiliśmy mu wiadomość na poczcie głosowej.

- Po waszym telefonie, zadzwoniła jego żona. Mówiła, że nie powinienem w ten sposób się zachowywać, że oni są bankrutami – opowiada pan Paweł.

- Moja „przygoda” z panem Michałem miała miejsce pod koniec 2008 roku, kiedy to zdecydowałem się sprowadzić z Nowego Jorku dwa nowe samochody Subaru. Wstawiłem je do komisu pana Michała – opowiada Tomasz Cholewa, który czuje się oszukany przez Michała B.

Pan Tomasz twierdzi, że komis szybko sprzedał jego samochody. Jednak on sam nie mógł się doczekać od Michała B. pieniędzy za swoją własność. Michała B. szukamy w nowej firmie, prowadzonej wspólnie z żoną. Jednak nie w Szczecinie, a na jednym z warszawskich ekskluzywnych osiedli. Naszej reporterce udało się porozmawiać z jego żoną.

- Nasz mecenas wysłał dziś rano do pani maila. Uprzedził o odpowiedzialności prawnej. Nam kategorycznie zabronił z panią rozmawiać, bo wyciąga pani nieprawdziwe informacje na światło dzienne – powiedziała Mariola B., żona Michała B.

- Kwota wyjściowa, jaką powinienem otrzymać za moje samochody to 197 tysięcy złotych. Na dzień dzisiejszy, mam najświeższy wydruk od komornika, pozostało 85 tysięcy złotych długu i 25 tysięcy odsetek – mówi Tomasz Cholewa, który wstawił samochody do komisu Michała B.

Okazuje się, że nie tylko osoby fizyczne i firmy czują się poszkodowane przez Michała B.  Do ich grona dołączył również szczeciński magistrat. Od 2008 roku firma Michała B. dzierżawiła od miasta parking i nie płaciła za dzierżawę.

- Obecnie jest to kwota około 80 tysięcy złotych. Kwota za bezumowne użytkowanie tego terenu, a także kwota, która niestety narosła w wyniku niepłacenia – informuje Tomasz Klek z Urzędu Miasta Szczecina.

Poszkodowani przez Michała i Mariolę B. mówią, że nierozliczanie się z kontrahentami jest sposobem na prowadzenie interesów. Są zdania, że małżeństwo B. robi to z premedytacją. 

- Tu chodzi o świadome wyłudzenie od kogoś pieniędzy. Oni z góry wiedzą, że nie będą mieli z czego oddać. Zostałem zaproszony na jego wesele, było bardzo bogate. Zamknięta została ulica w Szczecinie, najdroższe samochody, fajerwerki. Zostałem również zaproszony na obiad pod Szczecinem do jego posiadłości. To wielki dom urządzony z rozmachem, wszystko z najwyższych półek. Myślę, że było tam około stu kamer przemysłowych – mówi Paweł Kalbarczyk, właściciel lombardu.

Zgłosiła się też do naszej redakcji właścicielka lokalu na ekskluzywnym osiedlu na południu Warszawy. W marcu tego roku żona Michała B., Mariola podpisała z nią umowę dzierżawy lokalu. W lokalu pani Anny miał się mieścić sklep z luksusowymi meblami, prowadzony przez Mariolę i Michała B.

- Ta pani podpisała ze mną umowę bezterminową i po prostu się nie wprowadziła do lokalu, ani za niego nie zapłaciła. Potem telefonów nie odbierała. Przez trzy miesiące straciłam około 50 tys. zł, bo było wielu najemców, którym mogłabym wynająć ten lokal – mówi pani Anna, która wydzierżawiła Marioli B. lokal.

Zgodnie z sugestią adwokata Michała i Marioli B., wysłaliśmy do nich pytania na piśmie. Mimo obietnicy, że dostaniemy odpowiedź „niezwłocznie”, jeszcze jej nie otrzymaliśmy.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl