Morderca czy ofiara?

Brutalny morderca czy niewinnie skazany nastolatek? Paweł Adamkiewicz spędził w poprawczaku 7 lat. Został skazany za uduszenie młodszego kolegi. Dziś Paweł jest na wolności i walczy o uniewinnienie. Trybunał w Strasburgu uznał, że oskarżony nie miał prawa do rzetelnej obrony i przyznał mu odszkodowanie.

Michał i Paweł poznali się 15 lat temu. Byli ministrantami w kościele pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Poznaniu. Paweł miał wtedy 14 lat. Michał, był o dwa lata młodszy. Nie byli przyjaciółmi. Połączyła ich jedna z największych poznańskich tragedii.

Jest 29 listopada 1997 roku. Paweł i Michał spotykają się na organizowanej w parafii zabawie andrzejkowej. Po kilku godzinach obaj wraz z kolegami wracają do domów. Paweł zaprasza wszystkich do siebie. Robi się późno. Zaproszenie przyjmuje jedynie Michał.

- To był głupi pomysł, jak to małolaty… Tata kiedyś kupił film, niby Czterej pancerni i pies, a okazało się, że był to film pornograficzny. No, to dzieciaki z ciekawości obejrzą. Michał był u mnie może 20-30 minut. Później wyszedł, ale nie dotarł do domu. Choć miał może z 500 metrów – opowiada Paweł Adamkiewicz, skazany za morderstwo Michała Szwedka.

- Wszystko, co potem się wydarzyło, owiewa mgła tajemnicy, bo tak naprawdę nikomu nie udało się ustalić, co tak naprawdę się wydarzyło – mówi Artur Górski z Magazynu „Śledczy”.

Kiedy Michał nie wrócił do domu na noc, jego matka rozpoczęła poszukiwania. Na nogi postawiono wszystkie pobliskie jednostki policji. Swoją pomoc zaoferowali też koledzy chłopca. Wśród nich znalazł się także Paweł.

- Zachowywał się tak, jak gdyby się nic nie stało. Dlatego nie miałam żadnych złych przeczuć dotyczących Adamkiewicza. Zwiódł mnie – uważa Małgorzata Szwedek, matka zamordowanego Michała.

Zwłoki Michała znaleziono po czterech dniach. Morderca udusił go jutowym sznurem. Dla pewności, na głowę założył mu jeszcze foliowy worek. Ciało porzucił w śmietniku. Tuż obok domu, w którym mieszkał Paweł.

- Zabezpieczyliśmy szereg dowodów. Od sznurka, przez worki foliowe i linie papilarne. Oględziny trwały kilkanaście godzin – informuje Leszek Matynia, były policjant.

Śledczy ustalili, że jeden z worków i sznur najprawdopodobniej pochodzą z mieszkania Pawła. 

- To jest tak, jak pan przeczytał, najprawdopodobniej. Zbiegi okoliczności są. Dobrać worek zawsze można i sznurek, nie? – pyta Paweł.

- Wydaje mi się, że ciało mogło się znaleźć w tym śmietniku po 3 – 4 dniach, a wcześniej być w zupełnie innym miejscu. Pytanie, czy zostało tam przetransportowane przez samego Pawła, czy też przy pomocy kogoś innego – mówi Artur Górski z Magazynu „Śledczy”.

W dniu odnalezienia zwłok, Paweł został zatrzymany. Podczas przesłuchania przyznał się do morderstwa. Śledczym nie udało się jednak ustalić motywu zbrodni. Z dnia na dzień o sprawie zaczęła mówić cała Polska.

- Wpadł taki gruby, duży policjant. Zapytał, czy to zrobiłem. Gdy zaprzeczyłem, to dostałem w pysk, padłem na podłogę i zostałem dosyć solidnie pobity. Później ktoś mi to ładnie przedyktował, ja to podpisałem i tak wyglądało moje przyznanie się do winy – twierdzi Paweł.

Z uwagi na wiek Pawła sprawą zajął się sąd rodzinny. Śledztwo miało przebiec sprawnie i szybko. Nieoczekiwanie wszystko zaczęło jednak się komplikować.

- Sędzia pełniła jednocześnie rolę prokuratora i sędziego, który wydał wyrok. Mówiąc krótko, ona sama oceniała swoje własne śledztwo - mówi Artur Górski z Magazynu „Śledczy”.

W domu Pawła policja znalazła worki oraz kilkumetrowy sznur. Identyczne jak te, których użyto do zabójstwa Michała. Badania wykazały, że zabezpieczone przy zwłokach odciski palców należały jednak do kogoś innego. Sąd nie uznał tego za istotne dla sprawy.

- Policjant, który podczas wizji lokalnej wcielił się w rolę Pawła, próbował znieść ciało z poddasza i przerzucić do kontenera. Dorosły mężczyzna miał z tym wielkie kłopoty – mówi Jacek Kurzyca, były pełnomocnik matki Michała Szwedka.

- Wyniki sugerowały jednocześnie, że mogła być udzielona pomoc przez osoby dorosłe w wyniesieniu zwłok – dodaje Leszek Matynia, były policjant.

W marcu 1999 roku sąd uznał Pawła za winnego morderstwa. Skazał go na pobyt w zakładzie poprawczym do 21 roku życia. W tamtym czasie był to maksymalny możliwy wyrok. Apelacje obrońców nie przyniosły żadnego skutku. Nie pomogły też pisma do papieża i prezydenta.

Tuż po wyroku, rodzice Pawła złożyli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Postępowanie trwało 11 lat. Trybunał uznał, że podczas procesu Pawłowi odebrano prawo do rzetelnej obrony. Przyznał mu też odszkodowanie – 10 tysięcy euro.

- Błędy, które stwierdził Trybunał niekoniecznie musiały mieć wpływ na przebieg postępowania – mówi Joanna Ciesielska – Borowiec z Sądu Okręgowego w Poznaniu.

Po skazaniu Pawła matka zamordowanego Michała wyprowadziła się do Australii. Tymczasem Paweł od ośmiu lat jest już na wolności. Założył rodzinę. Prowadzi firmę budowlaną. W czerwcu zwrócił się o pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich. Chce, aby pomógł mu wywalczyć oficjalne uniewinnienie.

- Skoro uważa, że jest niewinny, to niech powie, kto zabił mojego syna. Bo to wszystko stało się w jego mieszkaniu. Ja sądzę, że to on zabił, ale było tam więcej osób – mówi Małgorzata Szwedek, matka zamordowanego Michała.

- Prywatnie sądzę, że on go zabił – dodaje Leszek Matynia, były policjant.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl