Cztery kobiety - jeden narzeczony!

Cztery kobiety i jeden narzeczony! Marcin A. z Czerwionki-Leszczyny koło Rybnika był czuły, opiekuńczy, wyznawał kobietom miłość i planował wspólną przyszłość. Dziś swoich partnerek unika. Nie pomaga im w wychowywaniu wspólnych dzieci i nie płaci alimentów.

31-letnia Patrycja Maj z Rudy Śląskiej i 32-letnia Kamila Stanek z Zabrza do niedawna nie miały pojęcia o swoim istnieniu. Poznały się kilka miesięcy temu przez ich wspólnego… narzeczonego. Okazało się, że mężczyzna z którym planują wspólną przyszłość, jest oszustem matrymonialnym. Z czasem kobiety odnalazły kolejne ofiary Marcina A.

- Koleżanka mi napisała, że gdy jestem w pracy, to on siedzi w domu i na tych wszystkich portalach randkowych flirtuje z kobietami. Przyszłam z pracy wcześniej, on zapomniał się wylogować i pojechał do domu. Wtedy zobaczyłam z kim pisze i co pisze. Każdej proponował małżeństwo, wspólne życie, dziecko – opowiada Patrycja Maj, ofiara Marcina A.

- Wybiera kobiety po przejściach, skrzywdzone przez mężczyzn, porzucone i z dziećmi – dodaje Kamila Stanek, którą także oszukał Marcina A.
Pani Patrycja twierdzi, że Marcin A. oszukał ją na 4 tysiące złotych, pani Jolanta, że na ponad 5 tysięcy, a pani Beata, że na 4 tysiące.

31-letni Marcin A. z Czerwionki-Leszczyny koło Rybnika twierdzi, że pracuje jako architekt wnętrz lub pracownik kopalni. W rzeczywistości jest bezrobotny, ale brak środków do życia nie zniechęcił go do planowania dzieci. Obecnie nie płaci alimentów mimo wyroków sądowych.

- Ciągle nagabywał mnie, żebyśmy mieli wspólne dziecko. Wiedział, że nie chciałam. Dziś je mamy. Podałam go o ojcostwo i alimenty. Udało mi się wygrać sprawę, ale alimenty są nieściągalne przez komornika – mówi Kamila Stanek.

- Ostatnie 20 zł miałam w portfelu. Wiedział, że będę potrzebowała na mleko, a mimo to potrafił mi te 20 złotych ukraść z portfela. Gdy chciałam je odebrać, to jeszcze mnie pobić chciał – wspomina pani Beata.

- Powiedział mi przez telefon, że to jest choroba, że to jest silniejsze od niego. Twierdził, że jak będzie stary i nie będzie mógł już płodzić dzieci, to jego synowie będą kontynuować to, co on zaczął – dodaje Patrycja Maj.

Postanowiliśmy odwiedzić Marcina A. Ku naszemu zaskoczeniu otworzył drzwi w koszulce z nazistowskim symbolem i napisem „white power”, czyli biała siła.

- Niech idą na policję. Ja kiedyś byłem podejrzewany o zabójstwo i wyszedłem z tego. Dla chcącego nic trudnego – powiedział Marcin A.

Mężczyzna umówił się z nami na wywiad następnego dnia. Ostatecznie zdecydował się jedynie na rozmowę telefoniczną. Twierdził, że wszystkie długi oddał, a dzieci nie planował. Oto fragment rozmowy:

Marcin A.: Byłem z tymi kobietami, bo mi na nich zależało. Pierwsza była J., potem była… (zastanawia się) Kamila też była, B., Monika, cztery ogólnie.

Reporterka: Panie Marcinie, ja już wiem, że pomylił pan kolejność, skoro ja znam prawidłową, a pan nie…

Marcin A.: Pierwsza była J. , to na pewno, z którą mam 5-letnią córkę.

Reporterka: A drugiej już pan nie pamięta, to ciekawe.

Marcin A.: Drugiej to nie pamiętam, która to była.

Oszukane kobiety razem z nami postanowiły osobiście porozmawiać z Marcinem A. i odwiedzić go w domu. Zastaliśmy tylko jego matkę. Marcin A. nie zdecydował się stanąć twarzą w twarz ze swoimi były partnerkami. 

Niestety, podobnych oszustw matrymonialnych jest dużo więcej. Przypomnijmy historię Konrada K., który poznawał swoje ofiary również przez portale internetowe. Proponował spotkanie, a po miesiącu prosił o rękę. Nie wspominał o żonie, dwójce dzieci i narzeczonej, z którą obecnie mieszkał. Gdy data ślubu była ustalona, prosił o pożyczki na duże kwoty. Pieniędzy potrzebował na leczenie ciężko chorego ojca w zagranicznej klinice lub na otwarcie nowego interesu. W rzeczywistości wynajmował drogie samochody i mieszkania, część przeznaczał na stare długi. Oszukał kilka kobiet na ponad dwieście tysięcy złotych.

- On się śmiał, że ma 27 wyroków prawomocnych, że nikt go nie był w stanie wsadzić. On ma prawnika, który go ze wszystkiego wyciągnie. Śmiał się z prokuratury, sądów – opowiadała Anna, oszukana przez Konrada K.

21-letni Konrad K. obecnie przebywa w areszcie czekając na wyrok. Natomiast 37-letni Robert Ch. do więzienia nie trafił do tej pory. Swoje ofiary namawiał na zaciągnięcie kredytów na wspólny interes. Pożyczonych pieniędzy nigdy nie zwrócił. Od kobiet i najbliższej rodziny wyłudził blisko milion złotych. My przyłapaliśmy go na planowaniu kolejnego przestępstwa.

- Jutro jadę do kogoś, kto chce wyłożyć kasę na przetarg, firma wpłaca pieniądze i wygrywa przetarg, bo daje najtańszą ofertę. Jednak najpierw musisz wpłacić vadium, ja tego nie mam, więc ktoś musi to wpłacić. I ja z tego tytułu dostanę pieniądze, jeśli zacznie się inwestycja. Jestem pośrednikiem i mam dwie osoby w komisji przetargowej – opowiadał Robert Ch.

Kobiety zazwyczaj dobrowolnie pożyczają pieniądze lub zaciągają kredyty, co nie oznacza, że nie zostały oszukane. Polskie prawo obecnie nie przewiduje oszustwa matrymonialnego, tak jak przed laty nie było oszustwa sportowego, czy stalkingu, które już weszły w życie. Mimo to, nawet dzisiaj przestępcy matrymonialni nie są bezkarni.

- Oszustwa matrymonialne można próbować zwalczać na płaszczyźnie prawa cywilnego, bo to jest bezpodstawne wzbogacenie takiego oszusta. Drugim sposobem jest możliwość dochodzenia na przykład odszkodowania. Jeżeli taki oszust i poszkodowana żyją np. w konkubinacie, to można spróbować rozliczyć ten konkubinat – mówi Przemysław Rosati, adwokat.

Dlatego eksperci radzą przełamanie wstydu i wykonanie pierwszego kroku, czyli pójście na policję. Pani Patrycja i Kamila oraz inne ofiary Marcina A. zdecydowały się na przerwanie milczenia. Chciałyby wierzyć, że polskie prawo stanie po ich stronie. Zgłosiły sprawę na policję.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl