Zaufała pani notariusz…
Zaufała notariusz i nie może wejść do swojego domu. Pani Olga chciała sprzedać dom. Na ofertę odpowiedziała pewna poznańska notariusz. Kobiety podpisały umowę przedwstępną i sprawa utknęła. Pani Olga twierdzi, że kupująca celowo przeciąga transakcję, co chwila domagając się nowych dokumentów. W dodatku zmieniła zamki i nie wpuszcza właścicielki do jej domu.
- Nie mogę wejść do mojej nieruchomości z uwagi na to, że zostały wymienione w niej zamki – mówi Olga Włodarczyk, która usiłuje sprzedać dom.
W domu pod Poznaniem pani Olga Włodarczyk mieszkała trzy lata. Wiosną kobieta postanowiła sprzedać nieruchomość. Cena: 520 tys. zł. Bardzo się ucieszyła, gdy na jej anons odpowiedziała jedna z poznańskich notariuszek.27 maja kobiety podpisały u notariusza umowę przedwstępną. Chcąca kupić dom pani notariusz zapłaciła pani Oldze 80 tys. zł zadatku. Dziś pani Olga żałuje jednak, że zgodziła się na zawarty w umowie zapis…
- Umowa przedwstępna była dosyć prosta. Po czasie stwierdziłam, że brakuje tam konkretnego ustalenia, a mianowicie terminu i sposobu płatności – opowiada pani Olga.
- Przez 20 lat praktyki nie spotkałem się z zapisem (że termin i sposób płatności zostanie ustalony przy umowie przyrzeczonej – przyp. red.). Z reguły notariusze nie pozwalają na tego typu zapisy, bo wiemy, że to może być zarzewiem konfliktu, późniejszych problemów – mówi Jerzy Sielicki z Wielkopolskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
Kobiety umówiły się na podpisanie umowy przyrzeczonej 15 lipca. Gdy tego dnia pani Olga stawiła się u notariusza, do transakcji jednak nie doszło.
- Notariusz zaczęła mnie pytać o różne dodatkowe dokumenty. Przygotowano kolejne oświadczenia, zaświadczenia, kolejne dane rozszerzone o kolejne wypisy, które nadal jednak nie znajdowały uznania w oczach mojej klientki – opowiada pani Olga.
- Ponieważ mieliśmy do czynienia z umową kredytową, więc bank pani rejent wymagał kwitu mazalnego, czyli zgody banku, wierzyciela na wykreślenie tej hipoteki. Bank, co wzbudziło naszą wątpliwość, przedstawił dokumenty na dwóch luźnych kartkach, z licznymi błędami merytorycznymi. W dodatku przedstawił dokumenty, gdzie mamy pieczątkę za zgodność z oryginałem, która widnieje na kopii tego dokumentu – mówi Sławomir Kubat, pełnomocnik pani notariusz.
- Ja dostrzegam tutaj pewne znamiona chęci przedłużenia całej tej transakcji – ocenia Jerzy Sielicki z Wielkopolskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
To nie koniec niespodzianek. W połowie lipca pani Olga dowiedziała się, że w księdze wieczystej jej domu pojawiło się roszczenie nieznanego jej Edmunda Thiela na milion złotych!
- Wniosek w konkretnej sprawie wpłynął do sądu 14 lipca bieżącego roku. Był on złożony na formularzu urzędowym, jednak nie były do niego dołączone żadne dokumenty – informuje Joanna Ciesielska-Borowiec, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Pani Olga rozpoczęła poszukiwania Edmunda Thiela. Pojechała do Nowego Tomyśla. Pod adresem zamieszkania podanym we wniosku usłyszała to samo, co my kilkanaście dni później. Nikt takiego mężczyzny tam nie zna i nigdy taka osoba tam nie mieszkała.
- Dodatkowo udałam się na komisariat policji sprawdzić PESEL tego mężczyzny. Okazało się że taki PESEL nie istnieje. Ponadto panów o tym imieniu i nazwisku było w Polsce czterech, z czego trzech nie żyje, a jeden jest jeszcze w okresie dziecięcym – opowiada pani Olga.
- Jest to bardzo tragiczna sprawa, dlatego że może sparaliżować obrót nieruchomością. Niestety, słyszałem już wcześniej o tego rodzaju przypadkach – mówi Jerzy Sielicki z Wielkopolskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
Skąd wzięło się roszczenie człowieka-widmo? Jak się okazuje, pojawiło się zupełnie zwyczajnie, bo wniosek o wpis do naszych ksiąg wieczystych może złożyć każdy.
Sąd na szczęście wniosek Edmunda Thiela oddalił jako bezzasadny, ale zaniepokojona pani Olga zgłosiła sprawę organom ścigania i izbie notarialnej.
- Do Prokuratury Rejonowej w Śremie wpłynęło zawiadomienie dotyczące oszustwa. Trwają czynności sprawdzające – informuje Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
- Oczywiście musiałam wskazać, kto może być osobą podejrzaną w tej sprawie. Wskazałam moją klientkę oraz osoby z nią współpracujące, jako jedyne, które w mojej opinii odniosły z tego jakąś korzyść – mówi pani Olga.
Tymczasem pani Olga i pani notariusz wciąż usiłowały podpisać ostateczny akt notarialny. Kontrahentki nadal nie mogły się porozumieć co do sposobu i terminu płatności.
- Jeden warunek gonił drugi warunek, trudno było tak naprawdę określić w jakim dniu ta płatność nastąpi i czy w ogóle nastąpi. Zaczęłam się zastanawiać z czego to może wynikać. Odpowiedź może być tylko jedna: klientka po prostu miała problem z finansowaniem tej transakcji w związku z czym próbowała zyskać czas – twierdzi pani Olga.
Próbowaliśmy porozmawiać z panią notariusz. Nie zastaliśmy jej ani w domu, ani w kancelarii. Dlaczego nie chce stanąć przed kamerą?
- W tej chwili czuje się osobą mówiąc kolokwialnie zaszczutą. Przeżywa wstrząs psychiczny związany z całą tą sytuacją – tłumaczy Sławomir Kubat, pełnomocnik pani notariusz.
Końca transakcji nie widać, ale kilka dni temu pani Olga otrzymała od pani rejent pismo. Żądanie zadośćuczynienia za to, że ta opowiedziała swą historię prasie.
- Otrzymałam wezwanie do zapłaty okrągłej kwoty 600 tys. zł z tytułu wypowiedzi do prasy. Mój niepokój polega na tym, że ta kwota bardzo mocna przypomina kwotę zapłaty za dom. Obawiam się w pozwu na tę kwotę, który może wywołać próbę kompensaty tej kwoty z zapłatą za mój dom – mówi Olga Włodarczyk.
Sytuacja jest patowa, bo dom pani Olgi zajmuje już pani notariusz. Pani Olga na początku transakcji przekazała bowiem kupującej klucze do swego mieszkania.
- W tej chwili w tym domu mieszka moja klientka. Z tego co wiem prowadzi bardzo intensywne czynności zasiedleńcze, przebudowuje, robi jakiś remont, przewozi swoje meble. Moim błędem było zaufanie klientce, z drugiej strony trudno się o to winić, ponieważ notariusz jest osobą zaufania publicznego, komuś trzeba ufać – podsumowuje pani Olga.*
* skrót materiału
Już po realizacji reportażu pani Olga dostała od pełnomocnika pani notariusz pismo z żądaniem 250 tys. zł za rozmowę z nami.
Reporterka: Irmina Brachacz