Zakonnice zniszczyły testament?
Irena Liberacka z Warszawy ma 78 lat i opiekuje się niepełnosprawną córką. Kobieta zapisała w testamencie swoje mieszkanie siostrom Felicjankom. W zamian miała otrzymać dożywotnią opiekę nad sobą i córką. Gdy po kilku latach pani Irena poczuła się gorzej, skontaktowała się z zakonem. Wtedy okazało się, że testament zaginął…
Pani Irena z warszawskiego Żoliborza samotnie opiekuje się niepełnosprawną córką. Kobieta ma 78 lat i wie, że być może już niedługo sama nie da sobie rady.
- Oleńka miała rok i trzy miesiące, gdy zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Po 6 miesiącach leżenia w szpitalu mieliśmy ją zabrać. Przychodzimy, a Oleńka leży na brzuszku i bije główką w materac. I tylko „eeeee”, takie dźwięki wydaje. Ja mówię: pani profesor, co się stało? Wypadła z łóżeczka na terakotę, krew uszami aż poszła - opowiada pani Irena.
W ostatnich latach pani Irena przeszła dwa zawały i dramatycznie pogorszył się jej wzrok. Postanowiła więc zadbać o przyszłość swoją i swojej córki. Znalazła dom sióstr Felicjanek w Warszawie.
- Powiedziałam siostrze, że chcę być z Oleńką do końca i czy jest możliwość, żeby nas obie przyjęły. Zgodziła się – opowiada pani Irena.
78-letniej kobiecie pomaga sąsiadka Olga. Kobieta nie pokazuje twarzy. Boi się zatargu z zakonnicami.
- Pierwszy raz pojechaliśmy w 2004 roku. Pani Irena była po zawale i chciała zabezpieczyć byt córki po swojej śmierci. Przyjęto jej podanie i załączniki, m.in. testament pani Ireny – opowiada pani Olga..
- I złożyłam testament, żeby w razie mojej śmierci, siostry, czy też ten zakład przejął moje mieszkanie w zamian za opiekę nad córką – dodaje pani Irena.
- Bardzo niedobrze się stało, że do tego pisma dołączyła ten testament. Jedną z podstawowych zasad funkcjonowania Zakładu Dla Chronicznie Chorych Kobiet jest, że się nie dziedziczy po pensjonariuszkach. Niestety, siostry przyjęły ten testament, źle się stało – mówi Krystyna Pacho-Bociong, radca prawny, która pomaga siostrom Felicjankom.
Pani Irena zachowała kopię testamentu. W domu sióstr Felicjanek nigdy nie zamieszkała, ale utrzymywała z nimi kontakt i upewniała się, że miejsce na nią i jej córkę czeka.
- W kwietniu tego roku pani Irena źle się czuła, miała zapalenie korzonków, przewracała się. Poradziłam jej, że trzeba się przypomnieć u sióstr, bo tyle lat minęło – opowiada pani Olga, sąsiadka pani Ireny.
Wtedy okazało się, że dokumentów złożonych w 2004 roku już nie ma, a tłumaczenia, co się z nimi stało, są niejasne.
- Siostra powiedziała, że tamte dokumenty zginęły albo ktoś je wycofał. Nie wiedziała, co się z nimi stało – opowiada pani Irena.
Chcemy się dowiedzieć od siostry, która jest dyrektorem zakładu, co stało się z testamentem. Niestety, nie zgodziła się na rozmowę. W rozmowie telefonicznej siostra przyznała jednak, że dokumenty nie zaginęły, a zostały zniszczone.
- Wszystkie dokumenty po 6 latach były zniszczone – usłyszeliśmy od siostry.
- Tylko spadkodawca może zniszczyć testament. Ja sobie nie wyobrażam niszczenia dokumentów bez jakiejś procedury. Mnie siostra powiedziała zupełnie coś innego – mówi Krystyna Pacho-Bociong, radca prawny, która pomaga siostrom Felicjankom.
Skoro nie można ustalić, co stało się z testamentem pani Ireny, to według prawników najlepszym wyjściem jest jego odwołanie.
- Należy sporządzić nowy testament i odwołać poprzedni – radzi Przemysław Rosati, adwokat.
Sprawa z siostrami Felicjankami wydaje się zamknięta, ale problem opieki nad niepełnosprawną córką pani Ireny pozostaje nierozwiązany.
- Może jak sprawa będzie nagłośniona, to ktoś mi pomoże uwierzyć, że są jeszcze uczciwi ludzie, którzy nie dopuszczą do tego, żeby się stała tragedia – zastanawia się pani Irena.*
* skrót materiału
Autor: Michał Bebło