Ani pieniędzy, ani mieszania

Sprzedał gospodarstwo i został bez pieniędzy! Pan Paweł po śmierci matki chciał sprzedać ojcowiznę i kupić mieszkanie. Pomoc w transakcji zaoferowała Anna P. Gospodarstwo sprzedano za 155 tys. zł, ale pieniądze trafiły na konto Anny P. Pan Paweł został bez środków na koncie i mieszkania.

Pan Paweł Kolanowski ma 35 lat. Od urodzenia cierpi na niedosłuch. Całe życie mieszkał razem z mamą, która roztaczała nad nim opiekę. Zajmowali razem gospodarstwo w Lubochni pod Tomaszowem Mazowieckim. Kiedy ponad półtora roku temu zmarła mama pana Pawła, mężczyzna był załamany. Nie przypuszczał nawet, że to dopiero początek jego kłopotów.

- Po śmierci mamy potrzebowałem pomocy, byłem skołowany, bo to dla mnie było duże przeżycie. Chciałem sprzedać domek, zabudowania gospodarcze i niecały hektar ziemi – opowiada pani Paweł.

Wtedy właśnie znalazła się osoba, która obiecała pomoc w załatwieniu formalności związanych ze sprzedażą. Była to mieszkająca w okolicy Anna P. Osobą, która natrafiła na informację o domu do sprzedaży okazał się pan Krzysztof.

- W obecności notariusza został sporządzony akt notarialny. Jego siostra bardzo pomagała przy sporządzaniu transakcji. Dopiero teraz się dowiedziałem, że to nie jest jego siostra,
jestem bardzo zdumiony. Przyniosłem żywą gotówkę, padła propozycja ze strony tej pani, żeby pieniądze przeliczyć w banku, bo tam są maszynki – opowiada pan Krzysztof.

- Zaoferowała się, że weźmie te pieniądze i wpłaci u siebie na konto, bo, jak to ujęła, mogę je roztrwonić. To było 155 tysięcy złotych - dodaje Paweł Kolanowski.

Za pieniądze pozyskane ze sprzedaży gospodarstwa - jak twierdzi pan Paweł - sąsiadka miała kupić mu mieszkanie. Jednak tu zaczęły się kłopoty.

- Ona zrobiła to po swojemu. Kupiła to mieszkanie na siebie, a ja oczywiście o tym nie wiedziałem. Jeszcze musiałem płacić za wynajem. Zgodziłem się, by miała dostęp do
pieniędzy, żeby mi robiła opłaty. Po pewnym czasie coś mi się zaczęło nie podobać. Poszedłem do banku, na koncie zostało 70 złotych a powinno dużo więcej – mówi pan Paweł.

- Miesiąc temu dostał wymówienie, ma się w ciągu dwóch tygodni wyprowadzić, bo to jest jej mieszkanie. Już rozwiązała umowę z elektrownią, nie ma też wody, czyli tego, co najbardziej człowiekowi potrzebne do życia – dodaje Zbigniew Duda, kierownik pana Pawła.

Okazuje się, że pan Paweł został wmieszany w jeszcze jedną dziwną sprawę. Około miesiąca temu nagle do jego rąk listonosz zaczął doręczać odpowiedzi na donosy do różnych instytucji na jego pracodawcę, których - jak twierdzi- nigdy nie pisał.

- Najdziwniejsze było to, że donosy zaczęły się jeszcze zanim przyszedł do nas do pracy. To były donosy do Państwowej Inspekcji Pracy, do nadzoru budowlanego, do ochrony
środowiska. Oczywiście w związku z tym, że firma notorycznie łamie wszelkiego rodzaju przepisy, co się potem okazywało nieprawdą – mówi Agata Cichecka, dyrektorka Pawła.

- 30 lipca tego roku do naszej komendy zgłosił się pokrzywdzony, który złożył zawiadomienie odnośnie podrobienia podpisu, w sprawie tej prowadzone jest postępowanie,
przesłuchani są świadkowie, powołany jest grafolog – informuje Katarzyna Dutkiewicz–Pawlikowska z Komendy Powiatowej Policji w Tomaszowie Mazowieckim.*

* skrót materiału

Reporterka: Sylwia Kozłowska - Sierpińska

ssierpinska@polsat.com.pl