30 cm od osuwiska

30 centymetrów – tyle dzieli dom państwa Grzybów od osuwiska. Ziemia na ich działce osuwa się po każdej ulewie i wkrótce uszkodzi budynek. Rodzina problem sygnalizuje od lat, a urzędnicy spierają się, kto ma go rozwiązać.

Od 1986 roku państwo Grzybowie mieszkają w domu w Łapczycy koło Bochni. Kiedy go kupowali, nie mieli pojęcia, że kilkanaście lat później obok ich posesji zacznie osuwać się ziemia.

W 2001 roku obok domu pani Marii i pana Mariana zaczęła osuwać się ziemia. Początkowo bardzo powoli, ale po ulewach w 2010 roku skarpa zaczęła przesuwać się coraz bliżej fundamentów domu.

- W pierwszej kolejności były to dwa metry, ale  co opady deszczu, to odległość się zmniejszała. Dziś jest to trzydzieści centymetrów od domu – opowiada Maria Grzyb, która mieszka na osuwisku

Kolejne ekspertyzy nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Osuwisko jest czynne i niebezpieczne dla mieszkańców domu w Łapczycy.

- Gdy pada, to nie śpimy, tylko gonimy od jednych drzwi do drugich i sprawdzamy, czy już się obrywa, czy wyrwie ścianę – opowiada Maria Grzyb.

- To osuwisko jest już zbyt blisko domu, żeby ta katastrofa nie nastąpiła, jeśli się tego nie zabezpieczy – mówi Anna Serafin z Małopolskiej Okręgowej Izby Architektów.

I tu pojawia się problem. Nie wiadomo, kto powinien zabezpieczyć osuwisko. Z karty osuwiskowej wynika, że powinien to zrobić zarządca potoku płynącego obok domu państwa Grzybów.

- Ja tu mieszkam od 1986 roku i nie widziałam, żeby ktoś sprzątał ten potok – mówi Maria Grzyb.

- Zabezpieczenie koryta potoku nic nie daje, jest to wręcz marnotrawienie pieniędzy – twierdzi jednak Bożena Buczek z Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych.

Zdaniem administratora potoku zabezpieczenie osuwiska należy do zadań gminy. Wójt gminy Bochnia twierdzi jednak, że to nieprawda.

- My moglibyśmy z własnej inicjatywy zabezpieczyć to osuwisko, gdyby na tym terenie istniały obiekty infrastruktury publicznej, czyli na przykład droga albo inne obiekty. Tylko wtedy pozwala nam prawo – tłumaczy Stanisław Bukowiec, zastępca wójta gminy Bochnia.

- Już wydeptałam ścieżkę do urzędu gminy. Oni zwalają winę na administratora potoku, czyli zarząd melioracji, ale ci się bronią, że to nic nie da, że najpierw trzeba ustabilizować osuwisko, a potem przystąpić do regulowania potoku. I koło się zamyka, a ja cierpię. Ja się pytam, gdzie my żyjemy, czy to jest państwo prawa? – denerwuje się Maria Grzyb.

Pani Maria chciała sama zająć się zabezpieczeniem osuwiska, ale urzędnicy jej tego zabronili. Państwo Grzybowie boją się, że przy następnych większych opadach ich dom się zawali. A wtedy zostaną bez dachu nad głową.

- Dopiero jak ktoś zginie i wkroczy prokurator, to wszyscy będą zadawać pytanie, kto jest winien - podsumowuje Anna Serafin z Małopolskiej Okręgowej Izby Architektów.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl