Kto podpala w Warszawie?

Seria groźnych podpaleń w Warszawie. Na Bielanach i Żoliborzu w ciągu kolejnych dni płoną dwa lokale użytkowe. Sprawca działa szybko i profesjonalnie. Nie zostawia najmniejszych śladów. Poszkodowani są pewni, że podpalenia nie są dziełem przypadku.

Bielany oraz Żoliborz to jedne z największych dzielnic Warszawy. Na pozór spokojne i ciche, od lat stanowią ważny punkt na przestępczej mapie miasta.

- Oczywiście, że jest strach. Mnie także zimny pot oblał, bo przecież nie wiadomo, co, kiedy i jak. Ktoś mi mówił, że u tego pana, to już jest drugie podpalenie. To jest zastanawiające – mówi sprzedawczyni ze sklepu sąsiadującego z miejscem podpalenia.

W nocy z 5 na 6 września przy ulicy Żeromskiego dochodzi do podpalenia jednego ze sklepów. Sprawca działa szybko i nad wyraz profesjonalnie. Wszystko trwa zaledwie kilka sekund. Bandyta nie pozostawia po sobie najmniejszych śladów.

- Zbił szybę, polał podłogę łatwopalną, zajęło się błyskawicznie. Wydaje mi się, że mamy do czynienia albo z jakąś odradzającą się, albo tworzącą się grupą przestępczą, która będzie chciała przejmować wpływy na Żoliborzu i Bielanach – mówi Artur Górski z Magazynu Focus „Śledczy”.

- Najważniejszym elementem jest ustalenie motywu. Zawsze analizujemy pola konfliktów, kontakty, jakieś próby zastraszenia – dodaje Maciej Karczyński z Komendy Stołecznej Policji.

Dzień później kilka ulic dalej dochodzi do kolejnego podpalenia. Tym razem celem bandytów pada salon fryzjerski. Wszystko przebiega dokładnie w ten sam sposób. Nie ma żadnych świadków. Wszystko rejestrują jednak kamery monitoringu.

- Widać jak wybił środkową część okna i wlał do środka paliwo. Wszystko było osmolone, woda pływała po gaszeniu, tragiczny widok. To, co zainwestowaliśmy, straciliśmy – mówi właściciel podpalonego salonu fryzjerskiego.

Jak twierdzą właściciele salonu, żadna grupa przestępcza nie próbowała nigdy wyłudzić od nich pieniędzy za tzw. „ochronę”. Z nikim nie wdali się też w żaden głęboki konflikt. Kilka miesięcy temu w ich salonie miało jednak miejsce dziwne zdarzenie. Nieznany mężczyzna oblał wejście do ich lokalu kwasem masłowym.

- Przypuszczam, że mógł to być ten sam zleceniodawca obu spraw – mówi właściciel podpalonego salonu fryzjerskiego.

Tuż nad podpalonym salonem są mieszkania. Gdyby nie szybka reakcja strażaków, prawdopodobnie doszłoby do tragedii. Żaden z mieszkańców bloku nie chce jednak wypowiadać się do kamery. Niewykluczone bowiem, że to jeszcze nie koniec.

- Mieliśmy najpierw kwas masłowy, później podpalenie, to teraz może być podłożenie ładunku wybuchowego, albo zatrucie – mówi dr Jan Gołębiowski, psycholog kryminalny.

- Seria, która składa się z dwóch elementów, to jeszcze żadna seria. Obawiam się, że będą następne uderzenia – dodaje Artur Górski z Magazynu Focus „Śledczy”.

Śledztwa w sprawie podpaleń na Bielanach wciąż trwają. Mimo licznych podobieństw, policja wyklucza jednak, aby stał za nimi ten sam sprawca. Zdaniem oficerów zbieżność czasu i miejsca, to czysty przypadek. Nie ma też mowy o tym, aby na terenie dzielnicy działała zorganizowana grupa przestępcza.

- Są okoliczności świadczące o tym, że inne zdarzenia mogą mieć związek z podpaleniami i nie stoi za tym jedna osoba – mówi Maciej Karczyński z Komendy Stołecznej Policji.

- Być może to jest na tej zasadzie, że policja nie widzi, nie słyszy, nie mówi, więc nie ma problemu – zastanawia się Artur Górski z Magazynu Focus „Śledczy”.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl