Okup za konia

Przemysław B. według prokuratury, zamieszany jest w jedną z najgłośniejszych kradzieży ostatnich tygodni. Uprowadzenie dla okupu jednego z cenniejszych w Polsce koni arabskich. Mężczyzna powinien przebywać w więzieniu do 2012 roku za zastrzelenie właściciela solarium, ale sąd zgodził się na jego przedterminowe zwolnienie.

 
Wiadomość o uprowadzeniu w maju tego roku jednego z cenniejszych w Polsce koni arabskich, 7–letniego Walora zaskoczyła wszystkich. Ten mistrz Polski i Europy w skokach, przed uprowadzeniem, wrócił z właścicielką z zawodów. Złodzieje dobrze znali stadninę skąd bez problemu wyprowadzili czempiona.

- Wróciliśmy, zrobiliśmy wieczorny odpas, a pół godziny po północy konia już nie było. Sołtys widział jakieś auta o tej godzinie – opowiada Daria Klimecka, właścicielka Walora.

- Pewne osoby skontaktowały się z rodziną i żądały za niego sto tysięcy złotych. Na dowód tego, że są w posiadaniu tego zwierzęcia, obcięli mu ogon i podrzucili właścicielom – dodaje Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

Do czarnego scenariusza na szczęście nie doszło. Policja odbiła konia, gdy był przewożony do innej kryjówki, bądź do rzeźni.

- Policjanci, którzy zatrzymali dwóch mężczyzn podejrzanych o udział w kradzieży tego konia ze zdumieniem stwierdzili, że jednym z zatrzymanych jest człowiek, który w przeszłości był notowany za zabójstwo – informuje Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

Jeden z zamieszanych w porwanie - Przemysław B. w październiku 1993 roku zabił w Poznaniu właściciela solarium, Arkadiusza L. Wystrzelił dwa razy, żeby mieć pewność, że ofiara nie żyje, dobił go z bliskiej odległości. Przemysław B. usiłował też pozbyć się świadka całego wydarzenia, ochroniarza właściciela solarium.

- Postrzelił ochroniarza, prawdopodobnie by go zabił, ale zacięła mu się broń. Na miejscu tej zbrodni pojawili się ludzie ze świata przestępczego. Świadek tej zbrodni, ten, który został postrzelony, trafił do szpitala. Z obawy o własne życie wyszedł na własną prośbę i przez dłuższy czas się ukrywał  – opowiada Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.

Prawie cztery lata ukrywał się też sam zabójca, Przemysław B., pseudonim „Budzik”. W końcu doszło do rozprawy sądowej. Wyrok 15 lat więzienia w sprawie za zabójstwo z zimną krwią zaskoczył wszystkich. 

- Spodziewano się, że to będzie wyższy wyrok. Raczej okoliczności łagodzących tam nie było – mówi Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.

- Z tego, co pamiętam były takie okoliczności łagodzące. Przede wszystkim oskarżony działał pod wpływem pewnej presji i strachu związanego z groźbami, które były pod jego adresem kierowane – twierdzi Jarema Sawiński, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.


„Budzik” powinien przebywać w więzieniu do 2012 roku. Jednak w 2006 roku, po ośmiu latach pobytu za kratami, zaczął się starać się o przedterminowe zwolnienie. Sąd okręgowy nie przychylił się do jego prośby, jednak Sąd Apelacyjny w Poznaniu uznał, że Przemysław B. swoje już odcierpiał. Ówczesna prasa pisała jednak, że „Budzik” był osobą zdemoralizowaną, w więzieniu pełnił rolę przywódcy „grypsery”.

- Według sądu apelacyjnego jego zachowanie w zakładzie karnym poprawiało się – mówi Jarema Sawiński, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
„Budzik” opuścił zakład karny w Rawiczu pod koniec lipca 2006 roku. Nad tym, żeby nie zszedł na złą drogę miał czuwać kurator sądowy.

- Nie było momentu przerwy w wykonywaniu tego dozoru. Przez 5 lat skazany nie wykraczał przeciwko porządkowi prawnemu, a przynajmniej nie było żadnej wiedzy na ten temat. W 2009 roku kurator zwrócił się do sądu penitencjarnego o odwołanie stałego dozoru nad skazanym, sąd jednak odmówił– mówi Jarema Sawiński, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl