Ofiara łapie, prokuratura wypuszcza

Dwóch mężczyzn napadło z bronią na salon fryzjerski w Białymstoku. Mieli pecha, bo fryzjer znał sztuki walki i bez problemu poradził sobie z bandytami. Mężczyźni zostali zatrzymani, ale szybko odzyskali wolność. Prokuratura uznała, że po napadzie z bronią areszt tymczasowy nie jest potrzebny… Fryzjer boi się zemsty.

12 września tego roku: do zakładu fryzjerskiego w centrum Białegostoku wchodzi dwóch mężczyzn. Podchodzą do właściciela salonu.

- Cały zakład ludzi, a oni agresywni. Powiedzieli, że chcą pieniędzy. Zaproponowałem, by wyszli na zewnątrz - opowiada pan Mirosław, napadnięty fryzjer.

- Po wyproszeniu na zewnątrz jeden z mężczyzn odchylił koszulę i wyciągnął zawinięty w worek foliowy pistolet mówiąc, że ma zlecenie na tego mężczyznę – informuje Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

- Wokół było dużo dzieci. Chwyciłem za jego rękę, podciąłem nogi i położyłem go na ziemię. W tym momencie musiałem zareagować bardziej agresywnie, bo drugi zaczął sięgać do kieszeni, ubezpieczał go - dodaje pan Mirosław.

Zatrzymanymi przez policję mężczyznami okazali się Leszek M. i Krzysztof M. Podejrzani potwierdzają, że byli na miejscu zdarzenia, ale nie przyznają się do popełnienia przestępstwa. Pistolet, którym celowali we fryzjera okazał się bronią hukową.

- Po zatrzymaniu okazało się, że mają po 40 lat i obaj są pijani. Obaj byli już wcześniej karani – mówi Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Policjanci nie mieli wątpliwości, że podejrzani o rozbój są niebezpieczni i powinni zostać aresztowani. Ponieważ sami nie mogli zawnioskować o areszt do sądu, zwrócili się do prokuratury, aby wystąpiła z takim wnioskiem. Prokuratorzy tego jednak nie zrobili.

- To prokurator decyduje, na podstawie okoliczności konkretnej sprawy, jakie środki zapobiegawcze wystarczają do prawidłowego postępowania – mówi Wojciech Zalesko, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ.

- Jestem za tym, żeby osoby, które dokonują przestępstw przeciw zdrowiu i życiu były aresztowane. Przecież oni twierdzili, że mają zlecenie na tego człowieka – ocenia prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Zaatakowany fryzjer boi się o swoje życie i zdrowie, a także martwi się o bezpieczeństwo pracowników salonu oraz klientów. Przeżył szok, kiedy dowiedział się, że dwaj mężczyźni, którzy go napadli, wyszli na wolność.

Podejrzani mężczyźni muszą dwa razy w tygodniu meldować się na komisariatach. Aby nie trafić za kratki, powinni w ciągu tygodnia od zatrzymania wpłacić po dwa tysiące złotych poręczenia majątkowego. Nie zrobili tego, a mimo to są na wolności. Dlaczego? Prokuratura rozłożyła im wpłaty na raty.

- Zastosowane przez nas środki były wystarczające do sytuacji. Rozmowę uważam za zakończoną – powiedział Wojciech Zalesko, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ.

Usiłowaliśmy porozmawiać z podejrzanymi o rozbój, ale okazało się, że mężczyźni nie przebywaj pod podanymi adresami.

- Czuję żal. Prokuratura wypuściła sprawców i zażądała kaucji. Jeżeli nie mają pieniędzy, to pójdą i komuś przyrżną w głowę, żeby je zdobyć. To nie ma sensu – twierdzi pan Mirosław, napadnięty fryzjer.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki  

aborzecki@polsat.com.pl