Sprzedał ojcowiznę, matka nie ma nic
Najmłodszy syn pani Krystyny sprzedał 12-hektarowe gospodarstwo z domem i budynkami gospodarczymi za zaledwie 100 tys. zł. Kobieta z dnia na dzień została bez dachu nad głową. Syn jej unika.
Kaleń w województwie łódzkim. To tu 70-letnia pani Krystyna wraz z mężem miała duże, ponad 12-hektarowe, dobrze prosperujące, rodzinne gospodarstwo. Tu urodziło się ich sześcioro dzieci. Tuż przed śmiercią męża, 10 lat temu zdecydowali, że trzeba podzielić majątek. Większość, bo ponad 5 hektarów sadów owocowych, dom i budynki gospodarcze dostał najmłodszy syn.
- Chcieliśmy z mężem rozpisać wszystko na całą szóstkę dzieci, ale nie chciały, więc najstarszy syn zaproponował, by wszystko przepisać na najmłodszego – opowiada pani Krystyna.
Matka z synem i synową zostali na gospodarstwie. Syn był właścicielem, matka miała zagwarantowaną służebność do końca życia. Z czasem gospodarstwo zaczęło podupadać. Długi rosły. Synowa opuściła męża zabierając ze sobą dwójkę ich dzieci. Wtedy zaczął się prawdziwy koszmar.
- Zaczęły przychodzić upomnienia. Jak mogłam, to pomagałam. Najbardziej to upokorzyły go alimenty, to go zniszczyło - twierdzi pani Katarzyna.
- Jemu się grunt walił, zwłaszcza przez alimenty. Policja przyjechała i zabrali go. Kazałyśmy mu działkę sprzedać, żeby to spłacił. Odburknął, że bierze kredyt hipoteczny i sobie poradzi – dodaje Elżbieta Osińska, córka pani Krystyny.
Przez lata nazbierało się ponad 47 tys. zł długu za podatki, KRUS i alimenty. Pan Piotr w tajemnicy przed całą rodziną namówił matkę, aby ta podpisała notarialny akt sprzedaży całego majątku za 100 tys. zł. Wmówił jej, że to tylko pod zastaw hipoteczny.
- Syn powiedział, że to na krótko, że weźmie kredyt, a później wszystko ureguluje i gospodarstwo podniesie – opowiada pani Krystyna.
- Jego omamili, dali mu te 100 tysięcy na spłacenie długów i jest sprzedane. Moim zdaniem, to jest za niska cena, bo powinno być 500 tysięcy a nie 100 – mówi Józef Sęk, sąsiad pani Krystyny.
- To on proponował kwotę. Ja się o żadne pieniądze nie targowałem. Powiedziałem, że kupię, jeżeli wszyscy będą wymeldowani i wypisani ze służebności.
Tak też się stało. Jego matka o tym wiedziała, bo u notariusza to pierwszy akt jest o wypisanie ze służebności. A więc rozumiała, co się do niej mówi – twierdzi mężczyzna, który kupił gospodarstwo.
Pani Krystynie pomogli sąsiedzi. Mieszka u jednego z nich. Syn pani Krystyny unika kontaktów z rodziną. Nikt dokładnie nie wie, gdzie teraz mieszka. Ostatnio widziano go u kolegi, który polecił mu kupujących całe gospodarstwo. Próbowaliśmy dotrzeć do obu mężczyzn. Niestety, bezskutecznie.
- Brata oszukiwali, a on oszukiwał mamę i tak wyszło – mówi Ewa Stępniak, córka Krystyny.
- Zostałam bez środków do życia – rozpacza pani Krystyna.*
*skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Frydrych