Windy europejskie, tylko urzędnicy polscy

Czesław Gabiga produkuje windy. W 2004 roku urzędnicy inspekcji pracy stwierdzili, że jedna z nich nie spełnia norm unijnych i wszczęli wyniszczającą przedsiębiorcę procedurę. Biznesmena oczyścił z podejrzeń dopiero biegły. W zeszłym roku sytuacja się powtórzyła. Znów chodziło o windę i tę samą unijną normę, znów biegły stanął po stronie pana Czesława. Za ekspertyzy zapłacili podatnicy…

- Ja muszę pomału likwidować firmę, zmniejszać zatrudnienie, bo nie mogę się zająć produkcją, tylko udowadnianiem, że nie jestem wielbłądem – denerwuje się Czesław Gabiga, właściciel firmy produkującej windy.

Czesław Gabiga prowadzi swoją firmę w Brzegu od 36 lat. Produkuje podnośniki do warsztatów samochodowych, windy towarowe i dla niepełnosprawnych. Za swoje urządzenia otrzymał wiele prestiżowych nagród.

- Kiedy Politechnika Krakowska obchodziła 60-lecie swojego istnienia, zostałem wpisany do złotej księgi zasłużonych dla szkoły. Co się za tym kryje? 18 patentów i wiele nagród – mówi pan Czesław.

W 2004 roku nad firmą pana Czesława zaczęły gromadzić się czarne chmury. Inspektorzy z Okręgowej Inspekcji Pracy w Opolu zawiadomili prokuraturę, że przedsiębiorca popełnił przestępstwo.

- Twierdzi, że wprowadziłem do obrotu urządzenie niezgodne z dyrektywą Unii Europejskiej. Groziły mi ogromne sankcje, a nawet likwidacja firmy – wspomina pan Czesław.

- Powołano biegłego, który ostatecznie stwierdził, że podnośnik spełnia normy. Postępowanie umorzono – informuje Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu.

- W konkluzji biegły napisał, że opolski inspektor pracy wykazuje patologiczne nękanie przedsiębiorcy ze znacznym dorobkiem zawodowym – dodaje pan Czesław.

Przedsiębiorca odetchnął z ulgą. Przez kilka lat spokojnie produkował swoje windy. Urzędnicy nie mieli do nich zastrzeżeń. W całym kraju działa ich kilkaset. Problem pojawił się w zeszłym roku, kiedy pan Gabiga zamontował windę towarową w nadleśnictwie Srokowo na Mazurach.

- Zakładaliśmy, że zamontowanie windy znacznie usprawni nam pracę. Niestety drugi rok mamy windę, ale nie możemy z niej korzystać – opowiada Artur Kurek, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Srokowo.

- Ocenialiśmy to urządzenie pod kątem spełniania wymagań zasadniczych i stwierdziliśmy, że urządzenie, mimo kolejnych napraw producenta, tych wymagań nie spełnia. Nie może być wprowadzone do obrotu - informuje Jacek Żerański z Okręgowej Inspekcji Pracy w Olsztynie.

Zastrzeżenia urzędników dotyczyły tej samej dyrektywy unijnej, co w przypadku windy badanej przez biegłego kilka lat wcześniej. Inspektorzy z Olsztyna przekazali sprawę do inspekcji pracy w Opolu.

Inspekcja pracy w Opolu powołała niezależny instytut, który zbadał windę zamontowaną w nadleśnictwie. Ekspertyza wykazała, że urządzenie jest zgodne z dyrektywą unijną, a niewielkie niezgodności w dokumentacji technicznej są łatwe do usunięcia.

- W przypadku, kiedy badanie wykaże, że inspekcja pracy miała rację to płaci producent urządzenia, w sytuacji odwrotnej płaci inspekcja pracy – mówi Jacek Żerański z Okręgowej Inspekcji Pracy w Olsztynie.

- Sugerowałem, że powinien zapłacić inspektor, który podjął taką decyzję, wyrzucając pieniądze w błoto. Urzędnicy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności – zauważa Czesław Gabiga.

Postępowanie przeciwko producentowi wind już się zakończyło. Trwało półtora roku. Poprzednie – ponad dwa lata.Oba w takiej samej sprawie i w tej samej inspekcji pracy.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl