Nigeryjskie oszustwo

Firma Nigeryjczyka Johna P. oferuje szybkie pożyczki i kredyty. Klient podpisuje umowę, ale kredytu nie dostaje. Opłata wstępna przepada. Przed działalnością Johna P. ostrzegaliśmy już dwa razy. Dziś do sprawy wracamy. Okazuje się, że choć prokuratura zakazała mężczyźnie prowadzenia działalności, to jego firma działać może. W dodatku policja zgubiła dokumenty, na których są szczegółowe dane poszkodowanych przez Nigeryjczyka!

- To dziwne, że policja zostawiła takie rzeczy na klatce schodowej. Każdy mógł to sobie wziąć – mówi pan Marek, który znalazł policyjne dokumenty.

Lipcowym popołudniem pan Marek z Głogowa wracał ze sklepu do domu. Na klatce schodowej swojego bloku znalazł leżące na skrzynce pocztowej papiery. Okazało się, że dokumenty należą do miejscowej policji i zawierają listę pokrzywdzonych osób, wraz ze szczegółowymi danymi, takimi jak PESEL, imię, nazwisko i dokładny adres.

- Prawdopodobnie policjanci mieli w tej klatce jakąś interwencję. Musieli zapomnieć, że położyli je na chwilę. Na początku nie wiedziałem, co z nimi zrobić, powiadomiłem kolegę – opowiada pan Marek.

Kolega pana Marka, pan Robert skontaktował się z nami. My natomiast postanowiliśmy dotrzeć do osób z listy. Nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu.

- Policja niczym się nie przejmuje, niczym się nie zajmuje. Czyjeś dokumenty zgubić? No, dajcie spokój. Mogli nabrać kredytów i kto by za to odpowiadał, ja? – pyta Teres Nowak, której dane widniały na zgubionych przez policję dokumentach.

Z policyjnej dokumentacji wynika, że osoby z listy zostały oszukane przez firmę Infinity Polski Dom Kredytowy, przed którą ostrzegaliśmy już dwukrotnie. Pierwszy raz dwa lata temu. Prezesem spółki jest Nigeryjczyk, 56-letni John P. System działania firmy jest prosty: klient podpisuje umowę i wpłaca opłatę przygotowawczą. Kredytu nie dostaje, a opłata wstępna przepada.

John P. problemy z prawem miał już w przeszłości o czym pisała lokalna prasa. Kilka lat temu jego działająca na Śląsku agencja modelek oszukała sześć tysięcy kobiet. Mężczyzna trafił do więzienia za próbę gwałtu, oszustwa, wyłudzenie mienia i groźby karalne. Zmienił nazwisko.  Teraz ma firmę udzielającą pożyczek.

Obecnie oszukanych przez firmę jest 700 osób. Chcieliśmy sprawdzić na jakim etapie jest śledztwo, ale prokurator prowadząca sprawę nie chciała się z nami spotkać. Zgodziła się jedynie na wywiad telefoniczny. Jej zdaniem prezes spółki ma zarzut oszustwa i usiłowania oszustwa oraz zakaz prowadzenia działalności. To fragment rozmowy z prowadzącą śledztwo prokurator Joanną Gomolką:

Prokurator: Działalność nie prowadzi podejrzany jako osoba fizyczna. Jest to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, a zakaz nie może dotyczyć osoby prawnej, dotyczyć może jedynie podejrzanego.
Reporterka: Skoro wiemy, że spółka działa niewłaściwie i nielegalnie, to rozumie pani absurd tej sytuacji… Co z tego, że skażemy prezesa, skoro firma będzie dalej działała i oszukiwała ludzi?
Prokurator: Rozumiem też treść przepisów.

Sprawdziliśmy, czy firma działa i czy jej prezes stosuje się do decyzji prokuratury. Adres i telefon bez problemu znaleźliśmy na stronie internetowej firmy.

Pracownik firmy: Przepraszam, ale ja sobie nie życzę tej kamery w biurze.
Reporterka: Jestem dziennikarką Telewizji Polsat.
Pracownik firmy (dzwoni do Johna P.): Ta pani w ogóle nie chce z biura wyjść.
Reporterka: Pani znowu gasi światło, czy to szef każe gasić światło? Dlaczego pani konsultuje informacje z człowiekiem, który nie powinien prowadzić tej firmy? Rozumiem, że szef dalej prowadzi tę działalność?
Pracownik firmy: No tak, prowadzi, nic mi nie wiadomo, żeby miał jakikolwiek zakaz prowadzenia działalności.
Reporterka: A wie Pani, że jest śledztwo prowadzone przeciwko niemu?
Pracownik firmy: Nie wiem, możliwe całkiem.

Firma Infinity najwyraźniej ma się dobrze. Prowadzi swoją działalność w trzech miastach: Warszawie, Zielonej Górze i Poznaniu. Codziennie przybywa nowych pokrzywdzonych. Tymczasem policja wciąż wyjaśnia sprawę zaginięcia dokumentów. Aby ułatwić śledztwo razem z panem Robertem zanieśliśmy oryginał zgubionych akt.

- Ja już nie wiem, na kogo w tej Polsce możemy liczyć. Prokurator nie, sąd nie, to w końcu kto ma nas chronić, bronić? – pyta Teresa Nowak, której dane widniały na zgubionych przez policję dokumentach. *

* skrót materiału

Reporter: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl