Hodowca truskawek mordercą

„Gang kantorowców” był postrachem całej Polski. Bandyci przez lata z zimną krwią mordowali właścicieli kantorów. Najpierw strzelali, dopiero potem sprawdzali, czy i gdzie są pieniądze. Dziś są w więzieniu, ale wciąż na jaw wychodzą kolejne zbrodnie, których mogą być autorami. Przywódcą grupy był Tadeusz G., hodowca truskawek i ojciec dwójki dzieci. To być może najokrutniejszy morderca w historii polskiej kryminalistyki.

- Są osoby, które są zdolne do tego, żeby popełnić zbrodnię, a kilka godzin później wrócić do domu i być przykładnymi mężami, ojcami i synami – mówi Beata Górszczyk rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie.

Byli bezwzględni i wyjątkowo okrutni. Gotowi na wszystko i doskonale przygotowani. Przez lata nie było wiadomo kim są, ani gdzie przebywają. 

- Jeden z tomów akt tej sprawy zawiera tylko akty oskarżenia. Natomiast odpis wyroku z uzasadnieniem w tej sprawie to książka, która liczy dokładnie 348 stron – mówi Wojciech Dziuban rzecznik Sądu Apelacyjnego w Krakowie.

Wojciech Kulbat był w Piotrkowie znaną postacią. Radny, prezes klubu sportowego, właściciel pierwszego w mieście kantoru. Pierwszego lutego 2007 r. około godziny 20, jak co dzień wrócił do domu. Kiedy wjechał na podjazd, z ciemności padło pięć strzałów. Dla pewności zabójca strzelił mu jeszcze dwa razy w głowę. Mężczyzna nie miał najmniejszych szans. Zginął w kałuży krwi na podłodze swojego garażu. 

Śmierć radnego Kulbata wstrząsnęła całym Piotrkowem Trybunalskim. Dwa tygodnie później okazało się jednak, że jego zabójstwo jest tylko jednym z serii. Nie pierwszym i nie ostatnim. Tym razem w Myślenicach ofiarą zabójcy padł Stanisław Pindela. Razem z nim zginął Łukasz, jego 30-letni syn.

- Strzelali z bliska. Kule przeszły przez szybę i przebiły bratu głowę. Miał trzy dziury - opowiada brat zastrzelonego Stanisława.

Z ustaleń policji wynikało, że bandytów było co najmniej dwóch. Świetnie znali topografię terenu. Wiedzieli jak podejść do ofiar i w którym kierunku uciekać. Zrabowali 140 tysięcy złotych. Potem uciekli na południe w kierunku Zakopanego.

- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że oni nie przestaną, że to są ludzie, którzy będą planować kolejne zabójstwa. Czas odgrywał tu ogromną rolę. Każdy dzień mógł oznaczać kolejną ofiarę. Oni budzili przerażenie. To byli ludzie wyjątkowo okrutni, bezwzględni, banda niespotykana w Polsce – opowiada Dariusz Nowak rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Po napadzie w Myślenicach policjantom udało się stworzyć portrety pamięciowe dwóch zabójców. Szybko okazało się, że podobne zdarzenia miały miejsce już wcześniej. W 2005 roku równie bestialsko zamordowano właściciela kantoru w Kraśniku. Rok później mordercy uderzyli na Śląsku i Podkarpaciu.

– To trwało dosłownie sekundę. Strzał przez szybę, nie było żadnych szans – opowiada Krzysztof Książek, którzy przeżył napad.

- W historii Sądu Okręgowego w Krakowie nie było podobnej sprawy. Życie było traktowane przedmiotowo, jako środek do osiągnięcia celu, którym były pieniądze – mówi Beata Górszczyk rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie.

W marcu 2007 roku policjantom udało się wpaść na trop sprawców. Okazało się, że za morderstwami stoi trzech mężczyzn. Rolników spod Kielc. Ich przywódca – obecnie 50-letni Tadeusz G., był znanym w okolicy hodowcą truskawek. Był powszechnie lubiany. Miał żonę i dwójkę dzieci. Cieszył się opinią dobrego i uczciwego człowieka.

- On był bardzo uczynny. Jeśli chodzi o sąsiadów, to ze wszystkimi dobrze żył. Ja to żałuję. Dobry człowiek był, tylko żeby tego nie robił  – mówi sąsiadka Tadeusza G.

- Wielokrotnie zastanawialiśmy się, jak to jest możliwe, że nikt nie zauważył, co się wokół niego dzieje, jak on postępuje, świetnie grał – mówi jeden z oficerów operacyjnych policji.

Głównym dowodem, przemawiającym za winą oskarżonych były zeznania jednego z nich –  Jacka P. To on dostarczał broń do napadów. Zdarzało się również, że osobiście pociągał za spust. Przed sądem ze szczegółami opowiedział o dokonywanych przez gang zbrodniach.

Ostatecznie bandytom z „gangu kantorowców” udowodniono pięć zabójstw. Tadeusz G. i Wojciech W. zostali skazani na dożywocie. Wobec Jacka P., w zamian za obciążające kompanów zeznania, zastosowano nadzwyczajne złagodzenie kary. Sąd skazał go na 15 lat więzienia. Obecnie wszyscy odwołują się od wyroku.

- Sądzę, że spraw, które nie zostały udowodnione było więcej – mówi Dariusz Nowak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Po zatrzymaniu Tadeusza G., policjanci na nowo przeanalizowali kilkanaście podobnych, brutalnych i niewyjaśnionych wciąż zabójstw. Okazało się, że napady na właścicieli kantorów, to tylko część tego, co niepozorny hodowca truskawek może mieć na sumieniu: jest 19 września 1991 roku. W lesie pod Kielcami policjanci znajdują płonące auto. W pobliżu wraku odnajdują zwłoki trzech osób. Dwóch mężczyzn oraz kobiety. To obywatele Ukrainy – handlarze z miejscowego bazaru. Wszyscy zginęli od strzałów w głowę.

- Te osoby biwakowały w tym miejscu, paliło się ognisko i w pewnym momencie podjechali sprawcy. Oddali strzały, podpalili samochód i, jak gdyby nigdy nic, odjechali – opowiada Kamil Tokarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

- Dwóch mężczyzn zginęło niemal od razu, mieli rany postrzałowe klatki piersiowej i głowy, a kobieta zginęła około pół godziny później - dodaje oficer operacyjny policji.

Przed śmiercią 24-letnia kobieta została wielokrotnie zgwałcona. Mordercy nie spieszyli się z ucieczką. Nad ofiarą pastwili się przez ponad pół godziny. Na koniec z zimną krwią wykonali wyrok.

- Pozostawiono nasienie w pochwie tej kobiety. Na podstawie analizy ustaliliśmy sprawców tego zdarzenia. Tadeusz G. to bezwzględny, zimny człowiek, bez sumienia. Zupełnie wymazał z pamięci to, co się wtedy działo – opowiada oficer operacyjny policji.
Kilka miesięcy temu okazało się, że zabezpieczony na miejscu zbrodni kod DNA należy do Tadeusza G. Oprócz niego na miejscu był jeszcze jeden mężczyzna. Krótko po zatrzymaniu odebrał sobie życie. Tadeusz G. zapewnia, że jest niewinny.

Nieoficjalnie policjanci twierdzą, że podobnych napadów i morderstw, w które zamieszany jest Tadeusz G., może być aż kilkadziesiąt. Póki co, nie ma jednak dowodów, które procesowo mogłyby go z nimi powiązać. Jeśli choć część podejrzeń w przyszłości okaże się prawdą, Tadeusz G. stanie się najokrutniejszym mordercą w historii polskiej kryminalistyki.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl