Zamiast odwróconej hipoteki, bezdomność

Pani Stanisława Artemiuk przepisała swoje mieszkanie zupełnie obcemu mężczyźnie. Twierdzi, że została oszukana. Mówi, że mieszkanie miało przejść na Tomasza M. dopiero po jej śmierci, a w zamian mężczyzna miał jej płacić co miesiąc pieniądze. Na podpisanej przez kobietę umowie są jednak zupełnie inne warunki.

Stanisława Artemiuk ma 72 lata. Mieszka sama w niewielkim mieszkaniu w centrum Warszawy. Nie ma bliskiej rodziny. Kilka miesięcy temu znalazła w swojej skrzynce  ulotkę.

- Reklamowała kancelarię hipoteczną, która oferowała lepsze życie dla emerytów, rentę dożywotnią, którą miałam dostawać – opowiada pani Stanisława.

Ulotka reklamowała odwróconą hipotekę dla emerytów. Przypomnijmy, że ustawa o odwróconym kredycie hipotecznym nie weszła w życie. Pani Stanisława jednak o tym nie wiedziała. Szczęśliwa, że może poprawić sobie byt zadzwoniła pod podany numer telefonu, żeby poznać szczegóły oferty.

- Odwrócona hipoteka polega na tym, że bank nam płaci za mieszkanie, które po naszej śmierci zostanie bankowi przekazane, właśnie za fakt wypłacania nam pieniędzy – wyjaśnia Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

- Ciągle mało tych pieniędzy, a 680 złotych razem z czynszem to jest dla mnie bardzo dużo. Byłoby mi lżej, na leki bym miała, nie liczyłabym się z każdą złotówką. Zapewniali, że mieszkanie będzie dożywotnie – mówi pani Stanisława

Po kilku spotkaniach Tomasz M. wyznaczył termin podpisania umowy u notariusza. Pani Stanisława nie miała się z kim skonsultować przed podpisaniem umowy.

- Poszłam tam sama, bo uważałam, że u notariusza nic mi nie grozi. Umowa już była przygotowana, notariusz szybko przeczytał i kazał podpisać – opowiada pani Stanisława.

- Pani Stanisława nie jest już właścicielką tego mieszkania. W momencie podpisania aktu notarialnego własność została przeniesiona na nowego nabywcę pana Tomasza M. i jego żonę – dodaje Iwona Pisarek, która pomaga pani Stanisławie.

Czy zatem kancelaria hipoteczna Alter Ego w ogóle istnieje? Postanowiliśmy to sprawdzić. Udaliśmy się pod podany na ulotce adres w podwarszawskim Piasecznie. Okazało się, że nikt tam nie słyszał o takiej kancelarii.

- Pod tym adresem nie było zarejestrowanej żadnej działalności gospodarczej – potwierdza Beata Tokarska z Urzędu Miasta Piaseczno.

Po podpisaniu aktu notarialnego pierwsze pieniądze - 680 złotych, wpłynęły na konto pani Stanisławy. To były pierwsze i ostatnie pieniądze od Tomasza M. Jak twierdzi kobieta, od tego momentu zachowanie mężczyzny całkowicie się zmieniło.

- Już nie był taki przyjemny. Zaczął żądać wszystkich dokumentów dotyczących mieszkania, a potem zażądał kluczy – mówi pani Stanisława.

Przerażona kobieta poszła do notariusza, u którego podpisała umowę. Miała nadzieję, że uda się ją unieważnić.

- On mi powiedział, że wszystko jest w porządku, że już nic się nie da odwrócić – mówi pani Stanisława.

Kobieta czuje się oszukana. Twierdzi, że gdyby wiedziała, że w chwili podpisania umowy traci mieszkanie, nigdy by się na to nie zdecydowała.

- Na początku wypytał się, czy mam bliską rodzinę. Gdy odpowiedziałam, że nie mam, był bardzo zadowolony. Twierdził, że cieszy się z tego, że może mi pomóc. On po prostu mnie oszukał – twierdzi pani Stanisława.

- Ona nie ma prawa się czuć oszukana. To, co było ustalone, to miało miejsce podczas spisywania aktu notarialnego – mówi Tomasz. M.

Pani Stanisława zawiadomiła prokuraturę. Boi się jednak, że wkrótce zostanie bez dachu nad głową.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl