Umierający ojciec chce widzieć córkę
32-letni Mateusz Sałaj walczy o życie w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Ma ostrą niewydolność serca i czeka na przeszczep. Od roku nie opuszcza placówki. W tym czasie jego żona wniosła pozew o rozwód, chce także pozbawić go kontaktu z ukochaną córką. Mężczyzna nie widział dziecka od maja.
- Chciałbym, żeby dziecko przyjechało do mnie, chciałbym je zobaczyć, bo może być tak, że już się nie zobaczymy – rozpacza Mateusz Sałaj, ojciec Oliwii.
Kiedyś silny, pogodny z mnóstwem planów na przyszłość. Ożenił się, na świat przyszła jego wymarzona córka Oliwia. W 2004 roku 32-letni pan Mateusz z Opoczna zaczął poważnie chorować. Diagnoza - ostra niewydolność serca. Świat mu się zawalił.
- W pracy raz zemdlał, później na ulicy. Pogotowie go zabrało i tak się zaczęło. Raz był w szpitalu, potem drugi i coraz częściej. Prosiłam synową, by mi dała zaprowadzić Oliwię do ojca. Usłyszałam, że nie ma takiej możliwości – opowiada Gabriela Sałaj, matka pana Mateusza.
- Ponad rok jestem już w szpitalu. Zupełnie straciłem kontakt z Oliwią, numery telefonów zostały pozmieniane, nagle dowiedziałem się, że w sądzie jest sprawa o rozwód – dodaje pan Mateusz.
W styczniu tego roku rozpoczęła się sprawa rozwodowa pana Mateusza. Od kwietnia pan Mateusz leży w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Trzykrotnie był przygotowywany do przeszczepu serca. Nie udało się. Teraz sztuczne serce podtrzymuje go przy życiu. Ciągle ma dwa marzenia - żyć i zobaczyć własną 9-letnią córkę.
- Staramy się zapewnić mu wysoki poziom opieki medycznej oraz komfort psychiczny. Dlatego że nie widzimy żadnych przeciwwskazań do tego, żeby pana Mateusza mogła odwiedzić jego córka. Jesteśmy za tym całym sercem – mówi Anna Barańska- Kosakowska, doktor nauk medycznych, specjalista chorób wewnętrznych.
Pan Mateusz jest w szpitalu – 200 kilometrów od córki. Jako że sprawa rozwodowa małżonków trwa, sąd postanowił , że matka ma przywozić córkę do pana Mateusza. Niestety, kobieta nie wypełnia postanowienia sądowego. Ojciec widział córkę w maju po raz ostatni. Profesor Zembala, który walczy o życie pana Mateusza osobiście zaangażował się w sprawę.
- Im chory trudniejszy, im bardziej pod ścianą, z większym zagrożeniem utraty życia, tym ma większą potrzebę kontaktu. Na prośbę pana Mateusza rozmawiałem z jego teściem. Muszę powiedzieć, że była to sympatyczna rozmowa. Powiedziałem, że ponieważ religia katolicka uczy służenia, wybaczania bliźnim, to musimy razem działać – opowiada prof. Marian Zembala, szef Śląskiego Centrum Chorób Serca.
- Tak się nie robi. Niech profesor zajmuje się leczeniem, a nie będzie mnie tu straszył. Ja go odwiedzę osobiście, tylko nie wtedy, kiedy będą mi dyktowali – mówi teść pana Mateusza.
- Ja nie będę z panią rozmawiać na ten temat. Proszę o opuszczenie mojego miejsca pracy, bo zgłoszę to na policję. Mam dosyć osób nasyłanych przez pana Zembalę – usłyszeliśmy od żony pana Mateusza
- Jeśli kiedykolwiek Oliwia będzie to oglądała, to chciałbym, żeby wiedziała, że zawsze będę jej tatą, nigdy nie przestanę jej kochać – mówi pan Mateusz.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych