Wyrzuca dzieci na ulicę!

Mąż pani Beaty z dnia na dzień zostawił ją z trójką dzieci i wyprowadził się do kochanki. Dziś są już po rozwodzie. Mężczyzna powinien płacić alimenty, ale tego nie robi. W dodatku odciął pani Beacie prąd w domu i zapowiedział, że nieruchomość sprzeda. Kobieta może trafić z dziećmi na ulicę.

- Szkoda mówić, najbardziej mnie boli, że o dzieciach zapomniał - rozpacza Beata Górnik-Różycka, której mąż nie płaci alimentów.

Osiem lat temu pani Beata wyszła za mąż. Zaraz po ślubie wprowadziła się wraz mężem do jego domu w Suchej niedaleko Radomia. Dom był w stanie surowym. Jednak powoli wspólnie zaczęli wszystkiego się dorabiać. Tego samego roku urodził się syn Dawid, dwa lata później Miłosz. Cztery lata temu trzeci syn Oliwier. Niestety, od tego momentu jej życie zmieniło się w piekło.

- Wyzywał mnie od k..., szmat i tym podobnych, abym sama się wyprowadziła - opowiada pani Beata, a jej siostra Agnieszka Górnik dodaje:Gdy się urodziło trzecie dziecko, to chodziłem do niej do szpitala, by jej bułki kupić, bo mąż się od niej odwrócił.

Pani Beata została sama z trójką dzieci, gdyż pan Andrzej wyszedł z domu i nie wrócił. Pani Beata początkowo myślała, że mąż zaginął.

Po miesiącu okazało się, że mężczyzna miewa się dobrze. Postanowił zostawić rodzinę i wyprowadzić się do innej kobiety. Pani Beata nie miała z czego żyć, więc natychmiast złożyła w sądzie pozew o alimenty, a rok temu rozwiodła się. Choć ma zasądzone ponad tysiąc złotych alimentów, pan Andrzej nie płaci. Winien jest jej już ponad trzydzieści tysięcy złotych. Gdyby nie pomoc rodziny i sąsiadów, pani Beata nie dałaby sobie rady.

- To trzeba być bez serca, on jest tylko dzieciorobem, skazuje dzieci na biedę. Jego trzeba byłoby leczyć - mówi pani Teresa sąsiadka pani Beaty.

Były mąż pani Beaty wyprowadził się do innej kobiety i ma kolejne dziecko. Niestety, postanowił dręczyć dalej swoją byłą już żonę. Odciął jej prąd. A teraz zamierza dom sprzedać, bo jest jego własnością. Pani Beata może znaleźć się z dziećmi na ulicy.

Pan Andrzej na wywiad się nie zgodził, ale w trakcie realizacji reportażu sprawa nabrała tempa. W Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Białobrzegach spotkali się pani Beata i pan Andrzej. Początkowo wydawało się, że rozmowy zakończą się sukcesem.

- Szanowni państwo, jesteśmy po burzliwych, ale owocnych obradach. Ojciec chciałby porozmawiać, ale niekoniecznie przy telewizji - mówiła Jolanta Sadowska, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Białobrzegach.

Po kolejnej godzinie oczekiwania, niestety, pan Andrzej zmienił zdanie. Nie chciał udzielić wywiadu. Negocjować też dalej nie chciał. Pani Beata nie wie, czy z dnia na dzień były mąż nie pozbawi ją dachu nad głowa. Co więcej, o alimentach pani Beta może zapomnieć. Były mąż, jak twierdzi, nie pracuje i nie ma pieniędzy.

- Powiedział, że nie zgadza się na warunki, że odbierze jej dzieci i będzie się nimi zajmował. Odpowiedziałam, że to niemożliwe. Udało nam się wynegocjować podłączenie prądu. Nie wiem, czy resztki ojcostwa się w nim obudziły. Jeszce raz zaproszę go do negocjacji. Jeśli to nic nie pomoże, ograniczymy mu władzę rodzicielską - mówi Jolanta Sadowska, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Białobrzegach.

- To jest człowiek bez uczuć, jakby miał uczucia, to dzieci by wiedziały, że mają ojca - podsumowuje pani Beata.

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

interwencja@polsat.com.pl