Jedna sprawa - siedem pozwów

Stowarzyszenie „Towarzystwo Lexus” z Poznania pozywa przedsiębiorców, którzy w swoich regulaminach mają klauzule niedozwolone. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zamiast jednego pozwu z zastrzeżeniami, wysyłają ich tyle, ile mają zastrzeżeń. Gdy dochodzi do ugody, przedsiębiorca musi pokryć koszty przygotowania każdego pozwu. Misja czy wyrafinowany biznes?

- Jeżeli naprawdę chodziło o ochronę konsumentów, to wystarczyło przysłać jeden pozew z 6 punktami - twierdzi Agata Woźniak, właścicielka biura tłumaczeń z Poznania.

- Zdajemy sobie sprawę, że wzbudzamy irytacje. Ludzie do prokuratury piszą i do policji. Dlatego wolimy w telewizji się nie przedstawiać - mówi jeden z członków stowarzyszenia.

Pan Krzysztof i pani Katarzyna z województwa mazowieckiego od 6 lat prowadzą internetowy sklep z biżuterią. W sierpniu tego roku małżeństwo otrzymało siedem pozwów z sądu. Pozwy wniosło stowarzyszenie z Poznania.

- Wśród tych 7 pozwów znalazły się zakwestionowane fragmenty regulaminu dotyczące na przykład tego, że zastrzegamy sobie prawo do modyfikacji lub wyłączenia naszego sklepu w dowolnym czasie i bez uprzedzenia. Zaproponowali ugodę. Mieliśmy wpłacić po 360 zł za każdy pozew, wtedy mieli wycofać je z sądu - mówi pani Katarzyna, która prowadzi sklep internetowy z biżuterią.

- Nie ma żadnych powodów, aby to w ten sposób rozdrabniać. Chyba, że chodzi o generowanie kosztów. Być może jest to sposób na zarabianie pieniędzy - dodaje dr Jarosław Świeczkowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Mecenas Marcin Łyko zna więcej takich przypadków. Od 2009 roku reprezentuje tych, którzy nie godzą się na praktyki stosowane przez stowarzyszenie.

- Ewidentnie stowarzyszenie przeszukiwało sobie według określonego klucza Internet i najpierw podjęło akcję przeciwko biurom tłumaczy, a następnie przeciwko biurom podroży - mówi Marcin Łyko, radca prawny.

- Dwa lata temu dostaliśmy 6 pozwów na raz. Miałam poczucie, że to jest jakieś oszustwo, ale nie do końca potrafiłam powiedzieć dlaczego - opowiada Agata Woźniak, właścicielka biura tłumaczeń z Poznania.

W siedzibie stowarzyszenia w Poznaniu próbowaliśmy umówić się na rozmowę przed kamerą. Bez skutku. Na swoje pytania dostaliśmy odpowiedź mailem. Oto fragment:

"Zazwyczaj wysyłamy najpierw prośbę o dobrowolne poprawienie regulaminu, jednakże efekt jest zwykle naprawdę mizerny. Przyczyną wysyłania pozwów jest więc znacznie większa skuteczność działania. Pieniądze, które płacą pozwani (jeżeli już płacą, co nie jest żadną regułą) są to koszty zastępstwa procesowego, które płaci strona przegrywająca proces. Koszty te są płacone na rzecz adwokata czy radcy prawnego. Stowarzyszenie nie ma z tego żadnych korzyści materialnych, jedynie satysfakcję z dobrze załatwionej roboty i bezcenne doświadczenie."

Nie tylko stowarzyszenie kieruje pozwy do sądu. Przewodniczący Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów przyznaje, że ten rok jest szczególny.

- Takich pozwów w tym roku wpłynęło 5500. To bardzo dużo, najwięcej w historii. 3300 spraw umorzono z powodu cofnięcia tego rodzaju pozwów - informuje Andrzej Turliński, przewodniczący Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

- Ważne jest, żeby nie poddawać się temu szantażowi, żeby nie płacić tylko się bronić - radzi Monika Popiołek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Biur Tłumaczeń.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl