Urzędnicy „okradli” bezdomnego

Bezdomny Tadeusz Nowaczyk od 13 lat mieszkał w bunkrze w Głogowie. Wyczyścił go, ocieplił, a w zim ogrzewał. Miał gdzie jeść, spać… żyć. Niestety, pod koniec września urzędnicy zorganizowali akcję sprzątania świata i sprzątnęli wszystkie rzeczy bezdomnego. Zamurowali też wejście do bunkra. Pan Tadeusz zawiadomił prokuraturę.

- Jak to mogło się tak stać? Przyszedłem tu i nie mogłem w to uwierzyć. Tsunami przeszło, czy co – opowiada pan Tadeusz.

- Wszyscy zgodnie twierdzili, że było to niepotrzebne barbarzyństwo, zapowiadali, że jak będzie trzeba, to zaprotestują – dodaje Grażyna Hanuszewicz, dziennikarka Głosu Głogowa.

Bezdomny 58-letni pan Tadeusz z Głogowa od 13 lat spokojnie mieszkał w bunkrze. Własnoręcznie go wyczyścił i stworzył namiastkę mieszkania.

- Żyłem w konkubinacie. Rozeszliśmy się i ona poszła w swoją stronę z dziećmi. Wcześniej mieszkałem z matką. Gdy tam wróciłem, to już mnie nie wpuszczono. Zadomowili się tam siostrzeńcy. Znalazłem ten bunkier. Tu nie było nic. Wielka dziura. Ja domurowałem kawałek ściany, w środek nakładłem waty szklanej, wentylacje zrobiłem w razie zaczadzenia, bo ja budowlaniec – opowiada Tadeusz Nowaczyk, bezdomny.

- Ten bunkier był zawalony gruzem, piachem i mułem. On go sam wyczyścił – dodaje Józef Mikarej, sąsiad.

- On sam nie idzie do żadnej opieki, od nikogo nic nie żąda, a jeszcze sąsiadom pomaga – mówi Ludwik Pokładek, który mieszka niedaleko pana Tadeusza.

Pod koniec września Urząd Miasta w Głogowie zorganizował akcję sprzątania świata. W ramach akcji sprzątnięto przede wszystkim pana Tadeusza i jego 11-letniego psa Miśka.

- Przyjechali więźniowie z zakładu karnego, straż, policja i zaczęli sprzątanie. Tylko że nigdzie więcej, tylko tutaj, do bunkra od razu – opowiada Zofia Werner, która mieszka niedaleko pana Tadeusza.

- Jego nie było na miejscu , poszedł na ryby. Wyważyli mu drzwi do bunkra i wywieźli wszystko, co miał – dodaje Grażyna Hanuszewicz, dziennikarka Głosu Głogowa.

- Gdy wrócił, wzięli go do samochodu  i wywieźli. Psa tak samo, w klatkę – mówi Tadeusz Werner, sąsiad pana Tadeusza.

W jednej chwili zostali rozdzieleni najwięksi przyjaciele: pan Tadeusz i jego pies Misiek. Zwierzę umieszczono w schronisku, a zaskoczonego pana Tadeusza w przytulisku dla bezdomnych oddalonym kilkanaście kilometrów od bunkra. Kiedy pieszo wrócił do swojego prowizorycznego domostwa, okazało się, że wszystkie jego rzeczy zniknęły.

- Drzwi mu wyłamali i wszystko zniszczyli. Cegłę miał nagromadzoną, to mu własnymi cegłami zamurowali wejście. Dlaczego swoich cegieł nie przywieźli? – pyta Józef Mikarej, który mieszka niedaleko bunkra.

- To wszystko było dla mnie cenne. Książki, narzędzia, drzewo opałowe, nawet łyżki do zupy mi nie zostawili. Miałem też 500 zł. Jak co roku na zimę sobie odkładałem, bo ciężko zarobić.  To była taka żelazna kasa, której nie wolno ruszyć – opowiada pan Tadeusz.

- Rzeczy prywatne, najpotrzebniejsze zostały zabezpieczone, ale w tej chwili nie wiem, gdzie są. Natomiast pozostałe rzeczy zostały potraktowane jak nielegalne wysypisko śmieci i wywiezione. To jest wolny kraj, jeżeli ten pan uważa, że jego prawa zostały naruszone, że został okradziony, to powinien to zgłosić odpowiednim organom – mówi Krzysztof Sadowski, rzecznik Prezydenta Miasta Głogów.

Przez kilka dni wystraszony pan Tadeusz mieszkał w szałasie w lesie. Sąsiedzi bez wahania rozebrali zamurowane drzwi do bunkra, załatwili piecyk i pomagają na nowo urządzić się bezdomnemu. Zabrali także psa Miśka ze schroniska. Ale wszyscy poważnie się obawiają, czy lokalne władze znowu nie postanowią brutalnie wkroczyć w spokojne życie pana Tadeusza i psa-przyjaciela.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl