Za młody na pomoc!

To nie jest kraj dla chorych ludzi. Marcin Skwierawski z Łodzi ma 34 lata. Od roku walczy z rakiem żołądka i biedą. Wraz z żoną i dwójką dzieci utrzymują się za 650 zł. Wprawdzie ZUS uznał, że mężczyzna nie jest zdolny do pracy, ale renty mu nie przyznał.

- Strasznie się żyje, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że wyzdrowieję. Modlę się o to. Mam dwójkę wspaniałych dzieci, mam dla kogo żyć – mówi pan Marcin.
 
Mężczyzna wie, że ma przed sobą najcięższą walkę. Walkę o swoje życie. Musi wygrać z rakiem żołądka dla siebie i dla dwójki swoich małych dzieci. Ale jak walczyć, skoro brakuje pieniędzy na wszystko, nawet na leki? Od państwa może liczyć na 250 zł miesięcznie.

- Pieniądze idą na lekarstwa i jedzenie. Żona dostaje 460 zł zasiłków – wylicza pan Marcin.

- Od roku pomagają nam moi rodzice. Przez rok utrzymywali własną rodzinę i moją. Gdyby nie oni, to przypuszczam, że wszyscy umarlibyśmy z głodu – dodaje pani Anna, żona pana Marcina.

Pan Marcin jest całkowicie niezdolny do pracy. Tak stwierdził ZUS. Renty jednak nie przyznał, bo mężczyzna nie spełnia warunków potrzebnych do jej przyznania.

- Musi mieć wymagany okres składkowy i nieskładkowy, to jest 5 lat. Dodatkowo  niezdolność do pracy musi powstać 18 miesięcy od ostatniego ubezpieczenia. A ten warunek nie został spełniony - informuje Katarzyna Mołas z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Zduńskiej Woli.

Problem polega na tym, że ZUS uznał, że choroba pana Marcina powstała w grudniu 2010 roku. Mężczyzna źle czuł się już od sierpnia. Chciał dostać się do szpitala, miał skierowania, jednak nigdzie go nie przyjęto.

- W szpitalu powiedzieli, że nic z tego nie będzie. Nie chcieli mnie przyjąć, powiedzieli, że ból powinien minąć – wspomina pan Marcin.

Mężczyzna stanął przed wyborem: albo leki, albo jedzenie. Przez nowotwór żołądka musi być na specjalnej diecie bezglutenowej. Bochenek bezglutenowego chleba kosztuje  nawet 8 zł. Żeby żyć, musi jeść, zrezygnował więc z leków. Żona pana Marcina do pracy iść nie może, bo synowie nie mogą zostać sami z chorym ojcem. Sebastian ma 2,5 roku, a Kacper ponad rok.

- Nawet nie mogę iść puszek pozbierać, bo czasami tak się źle czuję, że z łóżka nie wstaję – opowiada pan Marcin.
Choremu pozostała walka z ZUS-em w sądzie. Niestety, na wszystkie decyzje i rozstrzygnięcia trzeba czekać. Pani Anna i pan Marcin bez pomocy swoich rodzin nie mieliby szansy na wyżywienie dzieci.

- System, który jest proponowany przez państwo nie preferuje ludzi młodych, którzy są chorzy na nowotwory. Wysokość świadczeń jest wyliczana m.in. na podstawie długości pracy, którą oni wykonali – podsumowuje Bartosz Poliński z Fundacji Onkologicznej Osób Młodych „Alivia”.

- Mam dużo obowiązków, muszę wychować dzieci, żonie pomóc, mam tu jeszcze co robić – mówi pan Marcin.*
* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl