Katowany Błażej
Czy kilkumiesięczny Błażej był regularnie bity przez konkubenta matki? Mimo reakcji sąsiadów, po każdym incydencie chłopiec wracał do domu. Zdiagnozowano u niego krwiaka mózgu, chłopiec ma silne zaburzenia wzroku i słuchu. Błażej przebywa w pogotowiu opiekuńczym, a konkubentowi matki prokuratura postawiła zarzuty.
W jednym z radomskich mieszkań rozgrywał się dramat kilkumiesięcznego Błażeja. Chłopiec mieszkał z matką Bernardettą B. i jej 23-letnim partnerem Arkadiuszem S. Sąsiedzi mówią, że maluch nawet nie miał łóżeczka. Często po nocach zza ściany dochodził jego płacz.
- Dziecko często płakało. Gdy była awantura, to często matka krzyczała: ,, Zostaw dziecko, nie dotykaj dziecka!” - mówi Piotr Trzos, sąsiad Bernardetty B. i Arkadiusza S.
- Chłopiec zaczął głośno płakać. Przez krótki czas bardzo krzyczał, nagle przestał płakać. Sąsiad zszedł z góry z dzieckiem i okazało się, że dziecko jest nieprzytomne – opowiada sąsiadka.
- Dziecko zostało przyjęte do szpitala 26 czerwca tego roku w stanie po utracie przytomności - mówi Małgorzata Chrabąszcz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Z radomskiego szpitala trzymiesięcznego Błażeja skierowano na specjalistyczne badania do szpitala przy ulicy Niekłańskiej w Warszawie. Tu lekarze byli pewni: chłopczyk jest regularnie maltretowany i bity.
- Chłopiec ma zespół dziecka maltretowanego. Odpowiednio zainterweniowaliśmy w tej sprawie do sądu rodzinnego, a także na policji - mówi Maciej Kot, rzecznik prasowy Szpitala Dziecięcego im. prof. Jana Bogdanowicza w Warszawie.
- Sprawa została potraktowana rutynowo. Zabrakło trochę wyobraźni. Sąd nie ocenił tej sytuacji w sposób racjonalny, merytoryczny - mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.
- Żadne sytuacje nie miały miejsca, które sugerowałyby, że jest problem, który uzasadniałby oddanie dziecka - mówi Justyna Mazur, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Radomiu.
Mimo wykrycia u Błażeja zespołu dziecka maltretowanego, chłopczyk wrócił do matki i jej konkubenta. Sąsiedzi znowu słyszeli płacz malutkiego Błażeja. Sąsiadka zza ściany, Katarzyna Trzos wielokrotnie zapobiegała biciu dziecka albo wzywała policję. Ta przyjeżdżała zawsze za późno.
- Krzyczałam, że jeżeli usłyszę płacz dziecka, jeżeli tkną dziecko, to od razu zadzwonię po policję. To jeszcze mnie błagała, żebym policji nie wzywała - mówi Katarzyna Trzos, sąsiadka.
- Wzywałem policję i mówiłem, żeby przyjechali szybko, bo prawdopodobnie dziecko jest bite. Przyjechali po czterdziestu minutach i nawet nie weszli do mieszkania sprawdzić, co z tym dzieckiem – mówi Piotr Trzos, sąsiad.
- Policjanci przyjechali po 10 minutach. Byli w mieszkaniu, potwierdzili fakt, że dziecko spało w łóżeczku, a osoby dorosłe tam przebywające były trzeźwe - mówi January Majewski z Mazowieckiej Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.
We wrześniu mały Błażej znowu trafia do szpitala w Radomiu. Matka czuwa przy jego łóżku. W szpitalu jednak decyduje, że nie zabierze dziecka do domu. Mówi, że zrzeknie się praw do dziecka.
- Matka oświadczyła kuratorowi, że jest w konflikcie z konkubentem, że została przez niego pobita, wyprowadziła się od niego i zerwała kontakty. I w związku z tym straciła miejsce zamieszkania, straciła możliwości finansowe na bieżące utrzymanie - mówi Justyna Mazur, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Radomiu.
- Za każdym razem jak tylko widział butelkę albo jak widział mnie to było: mama, mama. Nie widziałam, że on uderzył moje dziecko. Gdybym ja to widziała, to ja zabiłabym go po prostu - mówi Bernardetta B., matka pobitego Błażeja.
Wprost ze szpitala chłopczyk jedzie do pogotowia opiekuńczego. Tu po dwóch tygodniach traci przytomność i ponownie zostaje odwieziony do szpitala. U Błażeja wykryto krwiaka mózgu.
- Chłopiec przechodzi skomplikowaną operację, w wyniku czego traci wzrok. I jest podejrzenie również utraty słuchu – mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.
Błażej w pogotowiu opiekuńczym dochodzi do siebie po operacji. Jeżeli jego matka w końcu pojawi się w sądzie i zrzeknie się praw rodzicielskich, chłopczyk ma szansę na adopcję i normalne życie.
- Jeżeli ja sama nie będę potrafiła zapewnić mu nic, to lepiej żeby go zaadoptowała rodzina, która mu cokolwiek da. A nie tak jak ja, żeby się wychowywał się w patologii – mówi Bernardetta B., matka Błażeja.
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba