Nie przeżył przesłuchania

Kamil Ledwoń z Grodziska słynął z niechęci do policji i zatargów ze stróżami prawa. W czerwcu 2009 roku mężczyzna trafił na komendę po raz ostatni. Zmarł podczas policyjnego przesłuchania. Miał naruszony rdzeń kręgowy, obrzęk mózgu, obrażenia twarzy i głowy. Policjanci twierdzą, że… przewrócił się.

- Uważam, że zabili mojego syna, zakatowali. Zachowali się jak barbarzyńcy – oskarża policjantów Ewa Ledwoń, matka Kamila.

Grodzisko to mała miejscowość koło Częstochowy. Życie płynie tam spokojnie i wolno. Znają się tu właściwie wszyscy. Od urodzenia mieszkał tu także 25-letni Kamil. Cztery lata temu mężczyzna założył jedyny w okolicy komis samochodowy. Interes kręcił się świetnie. Oprócz klientów stałymi bywalcami byli tu również znajomi. Między innymi najlepszy przyjaciel Kamila – Marcin K.

- Bez przerwy byli razem. Dziewczyny, alkohol i kto wie, co tam jeszcze – opowiada ojciec Marcina K.

Kamil nie był święty. W przeszłości był zamieszany w gwałt. W okolicy słynął ze swojej niechęci do policjantów. Na każdym kroku dawał im do zrozumienia, co o nich myśli.

- Jak go tylko zobaczyli, to go zatrzymywali. Agresji nie było, ale zawsze starali się jakiś mandat wypisać – mówi Rafał Suchanek, przyjaciel i wspólnik Kamila.

- To jest ostatnie zdjęcie Kamila, które było zrobione przed śmiercią. Później wsiadł do radiowozu i odjechał. To był ostatni moment, kiedy go ludzie widzieli żywego – dodaje Paulina Ledwoń, siostra Kamila.

Jest sobota - 27 czerwca 2009 roku. Kamil i Marcin idą na tyły miejscowej remizy. Rozmawiają i piją alkohol. Około godziny 20. Marcinowi zaczyna jednak się nudzić.

- Wpadł na pomysł, że można zadzwonić dla żartu na policję, że dzieje się tu awantura, rozróba - opowiada Paulina Ledwoń, siostra Kamila.

Wezwany przez Marcina patrol pojawia się w Grodzisku po kilkunastu minutach. Policjanci zastają pijanych mężczyzn w pobliskim sklepie. Dochodzi do pyskówki i szamotaniny. Funkcjonariusze wzywają posiłki. Marcin i Kamil zostają przewiezieni na posterunek. Kilka godzin później Kamil nie żyje.

- Ciało syna zobaczyłam w prosektorium. Był pobity – mówi Ewa Ledwoń. 

- Oko podpuchnięte, krew wypływała mu z nosa, z ust, wszędzie. Całe ciało miał sine – opisuje Krzysztof Ledwoń, ojciec Kamila, a jego siostra dodaje: Miał przerwany rdzeń kręgowy, potylicę uszkodzoną i nos. Oni tłumaczą, że upadł. Nawet gdyby, to przecież nie turlałby się, bo jak?

Jak zeznają świadkowie, Kamil nie doznał w wyniku interwencji żadnych obrażeń. Nie miał sińców, nie krwawił. Do radiowozu wsiadł o własnych siłach. Spod sklepu policjanci przewieźli go do komendy w Kłobucku. Kamil trafił do pokoju numer trzy. Reszta pozostaje tajemnicą. To fragmenty zeznań aspirantów policji: Dariusza D.i Bogdana H.

„Zatrzymany siadł na krześle, usytuowanym po prawej stronie od wejścia. Kolega siadł za biurkiem, bo miał spisać protokół” - aspirant Dariusz D.

„W pewnym momencie zatrzymany nagle wstał. Ruszył dość gwałtownie-energicznie w kierunku mojego biurka -  aspirant Bogdan K.

„Złapałem go za ręce i razem upadliśmy na podłogę-panelową, pokrytą podgumowanym, cienkim dywanem. Odwróciłem go na bok i sprawdziłem, czy mężczyzna oddycha-stwierdziłem, że nie” - aspirant Dariusz D.

- Nie ma żadnych oznak, żadnych śladów i zmian, które wskazywałyby, że ktoś przyczynił się lub spowodował śmierć tej osoby – informuje Romuald Basiński z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

- Według mnie, ktoś mu „sieknął” z tej lewej strony, on stracił przytomność i upadł na nos. I wtedy poprawił mu z tyłu. To był koniec - mówi Krystyna Zawada, babcia nieżyjącego Kamila.

Sekcja zwłok Kamila wykazała u niego liczne obrażenia twarzy i głowy. Mężczyzna miał obrzęk mózgu i naruszony rdzeń kręgowy. Okazało się, że uszkodzona jest też potylica. Mimo to, biegłym nie udało się określić przyczyny śmierci. Prokurator umorzył śledztwo, uznając, że Kamil zginął w wyniku niefortunnego upadku.

- Nieprawidłowości były od samego początku. Zeznania podejrzanych policjantów za każdym razem  są sprzeczne ze sobą. Pan D. był 8 razy przesłuchiwany i za każdym razem mówił co innego. Raz twierdził, że ślizgiem upadł, potem że był spokojny i się zsunął, a potem dochodzą do wniosku, że jednak nie mógł upaść, bo tam było za mało miejsca – opowiada Dorota Jakubik z Fundacji Przeciwko Bezprawiu Support Center.

- Raz twierdzą, że jeden go rozkuwał, innym razem, że drugi mu pomagał. Nie potrafią dokładnie powiedzieć, jak rzeczywiście było – dodaje Ewa Ledwoń, matka Kamila.

- Relacja na temat tego samego zdarzenia, prezentowana przez różnych świadków w różnym czasie może w detalach się różnić. To jest właśnie sygnał, że zeznania nie są konstruowane, niewymyślone, to są zeznania spontaniczne – tłumaczy Romuald Basiński z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

- Mógł mieć złamany nos, mógł mieć otarcie, ale on miał złamanie podstawy czaszki! – mówi Józef Rawicz Popławski z Fundacji Przeciwko Bezprawiu Support Center.

Równocześnie z Kamilem na komendzie przebywał też Marcin. Był w pokoju obok. Potem został przewieziony do izby zatrzymań. Jak twierdzi rodzina Kamila, jego wiedza może być kluczem do rozwiązania zagadki. Krótko po śmierci Kamila, Marcin wyjechał jednak za granicę.

- On umywa ręce. Nie chce mieć z tym nic wspólnego. Boi się o własny tyłek. Wolał uciec, schować się do dziury, jak mysz – mówi Karolina Ledwoń, siostra Kamila.

Po kolejnych dwóch umorzeniach, bliscy Kamila wnieśli do sądu tzw. „subsydiarny akt oskarżenia” – (wnieść go może storna pokrzywdzona, w sytuacji, gdy uczynienia tego odmawia prokurator). Zarzucają w nim policjantom przekroczenie uprawnień i pobicie ze skutkiem śmiertelnym. W przyszłości zamierzają też domagać się od nich wysokiego odszkodowania. Funkcjonariusze konsekwentnie twierdzą jednak, że są niewinni. O sprawie rozmawiać nie chcą.

Za napaść na policjantów Marcin K. został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Sami funkcjonariusze od czasu tragicznych zdarzeń pozostają pod opieką psychiatrów. Żaden z nich nie został zawieszony w obowiązkach służbowych. Bliscy Kamila wciąż nie mogą pogodzić się z tym, co się wydarzyło.

- Będziemy walczyć do końca. Choćby to się miało toczyć latami, to nie zostawimy tego tak – zapowiada Karolina Ledwoń, siostra nieżyjącego Kamila.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

Napisz do reportera: rzalewski@polsat.com.pl