„Układ zamknięty”

Nie ma pieniędzy na niewygodny film. „Układ zamknięty” opowiada historię biznesmenów, którzy twierdzą, że padli ofiarą układu prokuratorsko-skarbowego, a ich życie zamieniono w koszmar. Scenariusz oparto na prawdziwych wydarzeniach. Niestety, mimo dobrych recenzji Państwowy Instytut Sztuki Filmowej odmówił dofinansowania produkcji. Dlaczego?

- Temat jest niewygodny dla wielu, jest trudny, jednak jest ważny. O tym nie było jeszcze filmu, a jest to patologia społeczna, o której trzeba powiedzie – mówi Olga Bieniek, producentka filmu „Układ zamknięty”.

Najnowszy film Ryszarda Bugajskiego opowiada prawdziwą historię dramatu trzech przedsiębiorców, którzy mówią, że padli ofiarą układu prokuratorsko-skarbowego. Kilka tygodni temu widzowie Polsatu o sprawie dowiedzieli się z programu „Państwo w Państwie”.

- Byłem przesłuchiwany przez prokuratora Kwaśniewskiego, oczywiście z informacją, że jak się nie przyznam od razu do wszystkich zarzutów,  to i dzieci i mama będą siedzieć – mówił w programie Witold Szybowski, którego historia ma być przestawiona w filmie.

- Ten film jest o ludziach, którzy zostali zniszczeni przez urząd skarbowy i prokuraturę. Zniszczone zostały ich rodziny, a ich życie prywatne legło w gruzach. To jest sytuacja ekstremalna – opowiada Ryszard Bugajski, reżyser filmu.

- Takie rzeczy się zdarzają, nie o wszystkim wiemy. Ja sam niosę w sobie obraz urzędu, jako takiej wielkiej góry, do której trzeba podejść na klęczkach z nadzieją uzyskania jakiegoś rezultatu – dodaje Janusz Gajos. Aktor gra prokuratora, który stoi na czele tytułowego „Układu zamkniętego”. Układ przejmuje dobrze prosperującą firmę za bezcen. Urzędnicy nie mają skrupułów, działają bezwzględnie.

- Widz chce wiedzieć dlaczego ci, którzy są powołani do chronienia, niszczą tego obywatela – mówi Ryszard Bugajski, reżyser „Układu zamkniętego”.
Producenci po dotacje na swój projekt zgłosili się do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Niestety, mimo dobrych ocen dla filmu - dotacji im odmówiono. Argumentem był brak pieniędzy w kasie Instytutu.

- Polski Instytut Sztuki Filmowej to jest taka organizacja, która kieruje się swoimi prawidłami, jeżeli chodzi o dobieranie projektów do dofinansowania. Każdy projekt, który trafia „na wokandę” oceniany jest przez pięciu recenzentów, oni wystawiają oceny. Nasz scenariusz na 5 recenzji dostał 4 bardzo dobre i jedną poprawną. To oczywiście nie była jeszcze informacja, że film dostanie pieniądze, ale dostawaliśmy także informacje z tzw. miasta, że to jest bardzo mocna pozycja – opowiada Olga Bieniek, producentka „Układu zamkniętego”.

- On był u nas bardzo dobrze oceniony, ale nie otrzymał dofinansowania z powodów finansowych. Rok 2011 był trudny. Instytut dofinansowywał w przeszłości bardziej kontrowersyjne projekty niż ten który złożył pan Ryszard Bugajski - mówi Agnieszka Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

- Instytut jest urzędem, który ma pewnego rodzaju władzę. Daje pieniądze, więc może dać, może nie dać. To jest to, o czym staramy się opowiadać, o tym jak urząd może być uciążliwy – mówi Janusz Gajos, aktor.

Produkcje finansują więc prywatni przedsiębiorcy. Mimo to pieniądze właśnie się skończyły, a przyszłość produkcji oraz termin premiery są niepewne. Jak mówią twórcy – problemem może być przedstawiona w filmie gorzka prawda o urzędnikach.

- Nam się wydaje, że to nie jest wygodny film. On jest wymierzony w państwo, w urzędników – mówi Olga Bieniek, producentka „Układu zamkniętego”.

- Polscy przedsiębiorcy mają nadzieję, że jeżeli ten film się pojawi na ekranach, to zmieni na lepsze sposób traktowania  obywatela, który ma do czynienia z urzędem skarbowym – podsumowuje Ryszard Bugajski, reżyser filmu.*

* skrót materiału

Autor: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl