Zlecenie wysokiego ryzyka

Anna N. z Polanicy-Zdroju zleciła 19-latkowi posprzątanie hali poprodukcyjnej w starej gorzelni, choć nie miała żadnych praw do zarządzania terenem. Gdy młodszy brat 19-latka, rozcinał jedną z beczek, doszło wybuchu. Chłopak cudem przeżył. Ma jednak poparzoną większość ciała, stracił oko i prawie nie mówi. Anna N. nikogo nie uprzedziła, że w fabryce mogą być groźne substancje chemiczne.

2 czerwca tego roku: miejscowość Gorzuchów koło Kłodzka… w dawnych zakładach przemysłowych dochodzi do eksplozji. Na miejscu pojawia się straż, policja, karetki pogotowia. Dwie osoby: 17-letni Adam Majder i jego 50-letni ojciec Tadeusz w stanie ciężkim trafiają do szpitala w Polanicy Zdroju.

- To była beczka o średnicy 1,5 metra. Zdjęliśmy dekiel, w środku było mieszadło, które trzeba było ciąć. Syn wszedł do środka beczki i po 15 sekundach ciecia nastąpił wybuch. Beczka była pusta, to mógł być gaz, który zebrał się na dnie beczki – opowiada Tadeusz Majder, który z synem rozbierał beczkę.

- Cięli piłą elektryczną i doszło do zapalenia oparów znajdujących się na dnie kadzi. Opary pozostały po fabryce komponentów – dodaje Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Siedemnastolatek z rozległymi obrażeniami został przetransportowany śmigłowcem do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Rokowania lekarzy nie były najlepsze.

- Nie dawano mu szans na przeżycie. Mówiono, że jeśli trzy dni przeżyje, to będą nikłe szanse. Spał w śpiączce farmakologicznej 7 tygodni – opowiada matka Adama, Beata Majder.

Chłopak miał oparzenia II i III stopnia na około 70 procentach ciała. Stracił jedno oko. Dlaczego rodzina Majderów sprzątała fabryczne hale poprodukcyjne w Gorzuchowie? Takie zlecenie dostał od Anny N. dziewiętnastoletni brat poszkodowanego Adama. Ponieważ wiedział ,że sobie sam nie poradzi, poprosił brata i ojca o pomoc. Anna N. była kiedyś prezesem  fabryki. Obecnie jednak nie ma żadnych praw do tego terenu. Kobieta nie chciała z nami rozmawiać.

- Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie bezpośredniego narażenia życia, a także w sprawie spowodowania uszczerbku na zdrowiu – mówi Wioletta Maruszewska z policji w Kłodzku.

W fabryce działała przed laty gorzelnia. W latach osiemdziesiątych w kilku pomieszczeniach otworzono rozlewnie komponentów do paliw. Od lat pomieszczenia stały nieczynne. Rodzina Majderów twierdzi, że Anna N. o tym fakcie ich nie poinformowała. 

- Ona chciała odzyskać złom, pozostałość po zakładzie produkcyjnym, którego była kiedyś prezesem – mówi Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Poszkodowany Adam we wrześniu został przewieziony  do kliniki w Polanicy-Zdroju. Pod koniec listopada -  po półrocznej nieobecności wrócił do domu. 17-stolatka czeka teraz kilkuletnia rehabilitacja.

- Ma olbrzymie problemy z mówieniem, gdyż w celu ratowania życia musieliśmy usunąć mu części dróg oddechowych. Oddycha przez rurkę – informuje Artur Cieślik, ordynator oddziału rehabilitacji Specjalistycznego Centrum Medycznego w Polanicy-Zdroju.

- Ta pani zachowywała się i zachowuje się jakby nic się nie stało – mówi Tadeusz Majder, ojciec rannego Adama.

- Została wykonana praca, która nie była zlecona. On miał robić tylko prace porządkowe. Usunąć rzeczy, które ulegały rozkradzeniu. Został przekroczony zakres zlecenia – to jedyny komentarz jaki zdobyliśmy od Anny N.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl