Cztery lata unika kary

Daniel M. przy prędkości ponad 140 km/h stracił panowanie nad samochodem, uderzył w drzewo i uciekł. W wypadku zginęła Dominika Szary z Gliwic. Choć od zdarzenia minęły cztery lata, kierowca nie usłyszał wyroku. Najpierw zginęły akta sprawy, teraz mężczyzna… zachorował.

- Naoczny świadek zeznał, że po zderzeniu dawała znaki życia, ale uciekli, jak szczury  - rozpacza Waldemar Szary, ojciec Dominiki.

22 października 2007 roku pan Waldemar i jego rodzina nie zapomni do końca życia. To dzień, w którym w wypadku samochodowym państwo Szary stracili swoją 23-letnią córkę Dominikę. Kobieta była ogromnym wsparciem dla rodziców. Między innymi pomagała im w prowadzeniu kawiarni w Gliwicach.     

- Odkąd jej nie ma, jest ponuro, wszystko się zmieniło – mówi Patryk Szary, brat Dominiki.

Dominika zginęła na jednej z gliwickich ulic. Jechała samochodem ze znajomym, Danielem M. Mężczyzna jechał za szybko. To doprowadziło do dramatycznego wypadku. Kierowca przeżył, Dominika zginęła na miejscu.

- Stracił panowanie nad samochodem, uderzył w drzewo i przewrócił się na bok. W samochodzie znaleziono zwłoki młodej kobiety. Kierowcy nie zastano na miejscu, z informacji, które uzyskali policjanci wynikało, że zbiegł z miejsca zdarzenia – informuje Marek Słomski z policji w Gliwicach.

Po kilku dniach Daniel M. został zatrzymany. Trafił do aresztu. Rodzice Dominiki wierzyli w szybkie zakończenie sprawy, bo okoliczności były jasne. Niestety, po trzech miesiącach mężczyzna został zwolniony z aresztu. Co więcej, minęły cztery lata, a sprawca wypadku do dziś nie został ukarany.     

- Przedstawiono mu zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Prędkość była duża, co najmniej 140km/h. Jest wina, jest sprawca, powinna być szybka kara – mówi Marek Słomski z policji w Gliwicach.

Dlaczego sprawa się przeciąga? Powodów jest kilka. Najpierw zaginęły wszystkie akta sprawy. Kiedy przesłuchano wszystkich jeszcze raz, okazało się, że kierowca Daniel M. zaczął chorować.

- Informowali, że jest chory, że jest w psychiatryku. Informowałem sąd, że nie może być w szpitalu, skoro ja go półtorej godziny przed rozprawą widzę w Gliwicach na ulicy. Sąd dzwoni do szpitala i okazuje się, że człowieka tam nie ma i nigdy nie było – opowiada pan Waldemar, ojciec Dominiki.

Daniel M. „choruje”, a państwo Szary tracą już cierpliwość. Przestają już wierzyć w ukaranie człowieka, który spowodował śmiertelny wypadek, przestają wierzyć w sprawiedliwość.   

- Przypuszczam, że może się wykręci, że nie będzie ukarany przez sąd – mówi Waldemar Szary.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

interwencja@polsat.com.pl