Ksiądz kontra seksbiznes
Ksiądz Marek Poryzała jeździ po Polsce i rozmawia z przydrożnymi prostytutkami. Chce pokazać im, że można żyć inaczej. Duchowny zamierza również całkowicie zlikwidować przydrożny seksbiznes. By sprawą zajął się Sejm, duchowny musi zebrać 100 tysięcy podpisów. Czy to się może udać?
- Chcę ograniczenia prostytucji i podniesienia wieku rozpoczęcia życia seksualnego z 15 do 18 lat, żeby nie było rozpusty w Polsce - mówi ks. Marek Poryzała.
- Absolutnie nie! To nasza praca, nie mam innej możliwości zarobić – protestuje „Sandra”, przydrożna prostytutka.
O duszpasterzu „tirówek” i jego samochodzie z prowokacyjnym napisem: Grzechy.com zrobiło się głośno rok temu, gdy rozpoczął swoją misję przy drogach.
- Z ojcem Markiem pojechałam w trasę, żeby uświadomić te dziewczyny i pokazać im, że można z tym zawodem skończyć. Zrobiły duże oczy, gdy opowiadałam chorobach wenerycznych, o kontrolnych badaniach krwi - opowiada Magdalena, była prostytutka.
Apostołowanie księdza Marka nie skończyło się jednak na drogach. Wystąpił z listem otwartym do prezydenta i posłów o delegalizację przydrożnej prostytucji.
- Byłem troszkę skwaszony tym, że żadnej odpowiedzi od posłów nie otrzymałem,tylko z Kancelarii Prezydenta. Pan Prezydent pokierował mnie do Ministerstwa Sprawiedliwości. Dziś były już minister Kwiatkowski powiedział, że sam nie może nic zrobić, ale mogę sam podjąć akcję zbiorki podpisów. Żeby posłowie zajęli się ustawą, potrzeba 100 tysięcy podpisów. Uda mi się! - zapewnia ks. Marek Poryzała.
Akcję zbierania podpisów ksiądz zaczął w Choszcznie. Długopisy poszły w ruch. Po trzech mszach porannych na listę z protestem przeciwko prostytucji przy drogach wpisało się około 90 osób.
- Ksiądz przynajmniej zwróci na to uwagę. Wiele osób o tym nie myśli, przejeżdża samochodem, widzi, że stoją dziewczyny, ale nie zastanawia się, że często są one nieletnie, sytuacja życiowa je do tego zmusza. Trzeba pomoc tym dziewczynom, zwrócić na to uwagę - mówi Beata Guzowska, mieszkanka Choszczna.
- Jestem osobą wierzącą. Robię to tylko dlatego, że państwo nie daje mi pracy. Ja też wolałabym być w lokalu, ale tu jest większy zarobek. Jestem tu na jakiś czas, by spłacić długi i utrzymać dzieci - mówi przydrożna prostytutka. Inna dodaje: niech będzie jak w normalnej pracy, gdzie płaci się podatek państwu.
Ksiądz Marek planuje wybudować dla byłych prostytutek dom. Wystąpił także do obecnego ministra sprawiedliwości z petycją o inicjatywę ustawodawczą likwidacji prostytucji przy drogach. Ale ministerstwo milczy. Na naszą prośbę o wywiad – także.
- Tułałam się po domach dziecka, później wzięła mnie rodzina zastępcza, ale później znowu mnie oddali. Na ulicę trafiłam, gdy miałam 17 lat. Urodziłam dziecko, trzeba sobie było radzić. Dziecko mi zabrano, jest w rodzinie zstępczej - opowiada Klaudia, przydrożna prostytutka.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski