Zniknął las
Marzena Tabaczuk była właścicielką 75 arów lasu w Rosinie pod Świebodzinem. Trzy lata temu właściciele sąsiedniej działki wycieli jej wszystkie drzewa! Mężczyźni twierdzą, że zrobili to przez pomyłkę. Ich działka była jednak znacznie mniejsza. Prokuratura umorzyła sprawę.
Las w Rosinie należał do rodziny pani Marzeny od kilkudziesięciu lat. Kiedy dostała go w darowiźnie od swoich rodziców, pielęgnowała go, jak umiała najlepiej. Trzy lata temu dotarła jednak do niej szokująca informacja.
- To rodzice zobaczyli, że coś jest nie w porządku, że faktycznie lasu nie ma! Gdy to zobaczyłam, byłam zdruzgotana – opowiada Marzena Tabaczuk.
- Las wycięto przed Wigilią 2008 roku. Sprawcy liczyli na to, że nim właściciel się zorientuje, że nie ma lasu, to będzie wiosna i będzie trudno ustalić szkodę – twierdzi Tadeusz Smykowski, pełnomocnik pani Marzeny.
Pani Marzena jednak nie poddała się i postanowiła odnaleźć winnego wycięcia drzew z 7,5 tysiąca metrów kwadratowych jej działki. Jak się później okazało, miał to być dopiero początek jej żmudnej walki o sprawiedliwość…
- Zadzwoniłam do nadleśnictwa. Dowiedziałam się, że właściciele sąsiedniej działki brali zezwolenie na całkowitą wycinkę ze swojej działki – opowiada pani Marzena.
- Pan U., odbierając osobiście zgodę na wycięcie drzew na swojej działce, napisał, że granice swojej działki są mu znane – dodaje Tadeusz Smykowski, pełnomocnik pani Marzeny.
Pytamy samych właścicieli sąsiedniej działki, jak mogło dojść do takiej pomyłki? Pytamy też w nadleśnictwie o legalizację drewna wyciętego przez sąsiadów pani Tabaczuk.
- Pomiar jak najbardziej został wykonany, natomiast jego pochodzenia nie sprawdzamy szczegółowo. Nikt nie jest w stanie sprawdzić dokładnie, z których pniaków to wszystko pochodzi – odpowiada Sławomir Majsner z Nadleśnictwa Babimost.
- Nie zakończyła się jeszcze rozprawa sądowa, więc nie będę rozmawiał – mówi Wiesław U., który wyciął las pani Marzeny.
Sąsiedzi zaproponowali kobiecie odszkodowanie w wysokości 22 tysięcy złotych. Pani Marzena nie zgodziła się twierdząc, że drzewa były warte dużo więcej – 100 tys. zł. Sprawa trafiła więc na policję i do prokuratury w Świebodzinie skąd przeniesiono ją do prokuratury w Zielonej Górze… ponieważ jeden z sąsiadów, którzy wycięli drzewa pani Marzeny - Wiesław U. jest ojcem prokuratora ze Świebodzina. To jednak nie przekonało pani Marzeny ani jej pełnomocnika o bezstronności postępowania. Okazuje się że prokuratorem rejonowym w Zielonej Górze został w trakcie trwania sprawy jeden z prokuratorów ze Świebodzina.
- Bądź co bądź pracował z synem Wiesława U. w jednej prokuraturze. To niemożliwe, żeby był bezstronny. 1 czerwca otrzymałam informację, że dochodzenie zostało umorzone – opowiada pani Marzena.
Prokuratura uznała, że sąsiedzi wycięli las pani Tabaczuk nieświadomie. Pani Marzena złożyła zażalenie na umorzenie do sądu w Zielonej Górze. Bezskutecznie. Nie ustaje także w prośbach do Prokuratury Generalnej o przeniesienie sprawy karnej poza okręg lubuski. Kolejne jej pisma jednak nie odnoszą skutku.
- Jak się wytnie kilka drzew, to jest wielkie „halo” i duże kary. W tym przypadku wycięto cały las i nie ma winnych, bo winni są rzekomo nieświadomi działania – mówi Tadeusz Smykowski, pełnomocnik pani Marzeny.
- Tutaj nie została przekroczona granica mojej działki, tutaj przekroczono granice przyzwoitości! – podsumowuje właścicielka wyciętego lasu. *
* skrót materiału
Reporter: Sylwia Kozłowska-Sierpińska