Gdzie jesteś mamo?

Małgorzaty, Marty i Katarzyny nie ma. Każda z kobiet zaginęła w innych okolicznościach, każda zostawiła męża, bliskich, a przede wszystkim dziecko. Czy matka może z dnia na dzień porzucić rodzinę i zacząć nowe życie? A może stało się najgorsze?

- Zły sen, to za mało. To jest niekończący się koszmar, chciałabym bardzo, żeby się skończył - mówi Elżbieta Lato, matka zaginionej Katarzyny.

- Może zapuka, może zadzwoni, może da znak... ale to już szóste święta i cisza - mówi o zaginionej Małgorzacie jej matka Bożena Smółka.

Kiedy człowiek znika, to z dnia na dzień zawisa między życiem a śmiercią. Zostawia po sobie pustkę, która wchłania wszystko, co kochał. Z biegiem lat dla bliskich staje się coraz bardziej bolesnym wspomnieniem, raną, która mimo upływu lat, nie goi się nigdy.

- Ludzie z zewnątrz, którym się to nie przytrafiło, nie chcą w ogóle uwierzyć, że taka sytuacja jest możliwa, że ktoś wyszedł do sklepu i zniknął... - mówi Aleksandra Andruszczak-Zin z Fundacji Itaka.

Pani Małgorzata od zawsze mieszkała w Inowrocławiu. Osiem lat temu urodziła córeczkę – Olę. Aby zapewnić jej byt, pięć lat temu wyjechała do pracy w Anglii. Osiedliła się w Leicester – niewielkim mieście na wschód od Birmingham. Kilka miesięcy później zaginął po niej wszelki ślad.

- Mam takie ostatnie zdjęcie, które zostało zrobione tam w Anglii. Widać, że nie jest tak, jak było kiedyś. Jest już smutna, jakby miała jakiś problem - pokazuje zdjęcie Bożena Smółka, matka zaginionej pani Małgorzaty.

4 czerwca 2006 roku pani Małgorzata poszła do pracy. Po godzinie 14. wyszła i autobusem pojechała do domu. Wysiadła w samym centrum miasta. Chwilę później rozpłynęła się jak we mgle. Jej córka Ola pamięta, że miała jasne włosy. Nic więcej.

Trzy lata temu za namową policji brytyjskiej rodzice pani Małgorzaty umieścili w internecie dramatyczny apel. W ciągu kilku tygodni obejrzało go ponad 30 000 osób. Razem z Olą pojechali też do miasta, w którym zaginęła ich córka. Ich błaganie o pomoc relacjonowały wszystkie angielskie media.

- Otrzymaliśmy bardzo dużo informacji. Niestety, wynik poszukiwań był negatywny. Żal mi było przede wszystkim tego małego bezbronnego dziecka, które właściwie nie wie w ogóle, co się stało - mówi Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.

- Jest wyjazd, jakby służbowy albo wyjazd z kimś. Jakby autobusem miała wracać... Kłótnia z mężczyzną w okularach. Uważam, że ta osoba może nie żyć - mówi Krzysztof Jackowski, jasnowidz.

Pani Marta młodo została matką. Gdy urodziła Oliwiera, miała niespełna 20 lat. 9 czerwca 2009 roku wstała wcześnie rano. Miała jechać na zakupy i spotkać się z koleżanką. Chwilę później dla jej najbliższych zaczął się horror, bo zaginęła.

- Tu się coś stało i sprawca się wyłgał. Nie ma jej, nie ma ciała, a był podejrzany, na samym początku - mówi Krzysztof Jackowski, jasnowidz.

Jak twierdzi były mąż pani Marty, wychodząc kobieta zabrała z domu część ubrań i paszport. Miesiąc po zaginięciu wysłała do rodziny pożegnalną wiadomość. Prosiła o zaopiekowanie się jej synem. Napisała, że bardzo przeprasza. To wszystko.

- Nie jest to dla mnie wiarygodne, że mogłaby zostawić dziecko, urwać całkowity kontakt z rodziną i nie odzywać się do nas - twierdzi Iwona Stabla, siostra zaginionej.

- Jej siostra robi w internecie obciach, bo wysyła zdjęcia dzieciaka, jak miał 5-6 miesięcy, że tęskni za mamusią, itd. Przecież dzieciak dorasta!
On ma już mamę. Ja się w sylwestra żenię! - mówi były mąż Marty.

Zgodnie z prawem, po dziesięciu latach od zaginięcia, policja może odłożyć sprawę na półkę. Mimo to, koszmar rodziny trwa dalej. Gdy wyczerpują się możliwości, trzeba sam na sam zmierzyć się ze swoją tragedią.

Pani Katarzyna zniknęła 4 maja zeszłego roku. Jeżeli żyje, ma dziś 36 lat. Około godziny  9 rano wyszła z domu do pracy. Ślad po niej urywa się kilkaset metrów dalej, na skrzyżowaniu, gdzie sygnał jej telefonu zamilkł na zawsze. Pani Katarzyna nie dotarła do pracy. Następnego dnia jej rodzina o wszystkim powiadomiła policję. W domu została jej 15-letnia córka. Rozpoczęły się poszukiwania na szeroką skalę.

- Jej zdjęcia rozprowadziliśmy na terenie całej Polski, jakieś telefony były. Natomiast żaden z nich niczego konkretnego do sprawy nie wniósł - mówi Kazimierz Metryka, prywatny detektyw.

- W tej sprawie jest kłamstwo! Uważam, że ona żyje - mówi Krzysztof Jackowski, jasnowidz.

Jak twierdzi rodzina pani Katarzyny, kobieta nie miała wrogów. Nie miała też powodów, aby się ukrywać lub przed czymkolwiek uciekać. Mogła za to cierpieć na skrywaną od dłuższego czasu depresję. Jej bliscy liczą na to, że dziś czuje się lepiej. Nie ma jednak odwagi, aby do nich zadzwonić.

- Mamo, tęsknię za tobą. Nie mam słów. Podobno jesteś gdzieś daleko. Choć wołam, ty nie słyszysz mnie, nie odpowiadasz. Okropnie za tobą tęsknimy. Zawsze będziesz wśród nas. Zawsze będziesz w naszych sercach - apeluje Karolina, córka zaginionej Katarzyny.

Mimo upływu lat, wiele „zaginięć trwałych” nie wyjaśnia się nigdy. Dzieci zaginionych w wieku dorosłym mogą starać się o uznanie swoich matek za zmarłe. Większość z nich poszukuje ich jednak do końca swojego życia. Nawet, jeśli rozsądek podpowiada, że szansa na ich odnalezienie, praktycznie równa się zeru.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl