Jak kupić kradzione auto…

Państwo Piwowarczykowie chcieli kupić używane BMW za 120 tys. zł. Przed transakcją poprosili policję w Strzelach Opolskich, by sprawdziła, czy samochód nie jest kradziony. Policjant sprawdził i nie zauważył nic podejrzanego. Pół roku później okazało się, że samochód był jednak kradziony. Jak to możliwe?

W lipcu 2010 roku pan Marek Piwowarczyk postanowił kupić samochód. Jego wybór padł na BMW i firmę, która zajmowała się sprzedażą sprowadzanych z Niemiec samochodów. Ponieważ auto miało kosztować 120 tysięcy złotych, państwo Piwowarczykowie postanowili sprawdzić auto na wszystkie możliwe sposoby.

- Najpierw sprawdziliśmy firmę, która nam sprzedawała ten samochód, KRS-y, wszystkie papiery, dzwoniliśmy do firmy, wszystko było ok - mówi Sylwia Piwowarczyk, żona pana Marka.

- Sprawdzili, czy ten pojazd na terenie Niemiec rzeczywiście był serwisowany, tak jak wynika z dokumentów. Wszystko to okazało się prawdą - dodaje Przemysław Kuliński, pełnomocnik państwa Piwowarczyków.

Aby mieć sto procent pewności, pan Marek postanowił sprawdzić auto na policji. Przed zawarciem transakcji, zadzwonił do znajomego policjanta, który przekazał numery VIN oficerowi dyżurnemu policji w Strzelcach Opolskich.

- Policjant poinformował mnie, że pojazd został sprawdzony w strefie Schengen i w Polsce po numerach rejestracyjnych i po numerze VIN. Powiedział, że śmiało mogę go kupować - mówi Marek Piwowarczyk.

Państwo Piwowarczykowie kupili auto, ale radość z jego posiadania nie trwała długo. Pół roku później dowiedzieli się, że ludzie, którzy sprzedali im samochód zostali aresztowani za handel kradzionymi samochodami. Ponownie udali się na policję.

- Na monitorze za pierwszym razem nie wyświetliło się nic, byliśmy już szczęśliwi, ale po chwili policjant wbił numer VIN i wyświetlił się kogut, pojazd zatrzymano - wspomina Sylwia Piwowarczyk.

- Policjant podczas sprawdzania tego pojazdu w systemie pokazał mi, że niemożliwe jest, żeby w lipcu system nic nie wykazał, ponieważ widnieje on w nim już od marca - dodaje Marek Piwowarczyk.

Jak to się stało, że sprawdzane w lipcu 2010 roku przez policję auto wtedy było dobre, a później okazało się kradzione? Dyżurny strzeleckiej komendy sprawdził auto tylko w polskiej bazie, a nie w bazie Schengen.

- Policjant twierdzi, że coś uniemożliwiło mu tę czynność. Musimy zbadać, czy jest to wina systemu, czy brak kompatybilności naszej krajowej bazy informacyjnej z bazą schengenowską - mówi Maciej Milewski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

- Jeżeli jest awaria systemu, to policjant powinien poinformować o tym osobę, która chce dokonać sprawdzenia - zauważa Przemysław Kuliński, pełnomocnik państwa Piwowarczyków.

Chcieliśmy zapytać policjanta – dyżurnego, dlaczego sprawdził niemieckie auto tylko w polskiej bazie. Był w domu, ale nie znalazł odwagi, by z nami porozmawiać.

Państwo Piwowarczykowie zostali bez samochodu – bo ten wrócił do Niemiec, za to z kredytem, który zaciągnęli na jego zakup. Czują się oszukani, pozwali więc strzelecką policję. Domagają się 120 tysięcy złotych.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl