Burmistrz, alimenty i fałszerstwo?

Prokuratura w Piszu bada czy burmistrz Rucianego-Nidy posłużył się sfałszowanymi dokumentami bankowymi, by zaoszczędzić na alimentach dla córki. Burmistrz przedstawił w sądzie wydatki opatrzone pieczęcią banku, ale takich rachunków nigdy nie zapłacił. Dyrektorem banku, z którego pochodziły dokumenty, była konkubina burmistrza.

Ruciane-Nida na Mazurach. Tym sennym poza sezonem letnim miasteczkiem od roku rządzi Zbigniew Opalach, wcześniej bezrobotny, utrzymujący się z dorywczych prac. Obecny burmistrz z pierwszego małżeństwa ma 20-letnią córkę, która kilka miesięcy po jego wygranych wyborach, zwróciła się do ojca o pomoc. Prosiła o podwyższenie alimentów, które wynosiły 400 zł.

- Powiedział, że będzie jej płacił więcej, ale to były tylko obietnice. Gdy na konto wciąż wpływały te same kwoty, córka wystąpiła z pozwem o zwiększenie alimentów. 400 złotych na pensję burmistrza, która wynosi ponad 8 tysięcy złotych to trochę mało. Ona studiuje w Warszawie. Rodzice powinni w równym stopniu łożyć na dziecko - uważa Irena Jatkowska, była żona burmistrza Rucianego Nidy.

- Ja uważam, że kwota 2,5 tysiąca złotych, jaką ode mnie żąda, jest za duża. Przecież też mam rodzinę i chciałbym zapewnić jej godne warunki - mówi Zbigniew Opalach, burmistrz Rucianego-Nidy.

Ponieważ burmistrz ma już nową rodzinę, w sądzie musiał przedstawić dokumenty poświadczające jakie wydatki ponosi razem z konkubiną. Wśród nich znalazły się dwa potwierdzenia wpłat: za podatek gruntowy i wywóz śmieci – łącznie na ponad tysiąc pięćset złotych – oba dowody wpłat opatrzone były pieczątką banku, którego dyrektorem była obecna partnerka życiowa burmistrza. 

- To są przelewy, które zostały moim zdaniem sfałszowane w celu zmniejszenia świadczenia alimentacyjnego mojej córki - mówi Irena Jatkowska, była żona burmistrza.

- Burmistrz zaniósł do sądu potwierdzenie przelewu pieniędzy na konto gminy. Zabawa polega na tym, że te pieniądze nigdy nie wpłynęły na konto gminy, nawet po wykryciu tej całej historii, a było to w maju, burmistrz nie uregulował tych sum - mówi Anna Grzybowska, dziennikarka portalu obserwator.org.

- Trudno mi powiedzieć, ja naprawdę nie zajmuje się finansami w naszym domu. Zawsze pieniądze oddawałem, nigdy nie zajmowałem się szczegółami, opłacaniem rachunku - tłumaczy Zbigniew Opalach, burmistrz Rucianego-Nidy.

Na wniosek córki burmistrza historią dwóch dowodów wpłaty bez pokrycia zainteresowała się piska prokuratura i centrala banku, która na czas wyjaśnienia sprawy przeniosła konkubinę burmistrza do innej placówki.

- Przedmiotem postępowania jest ustalenie, czy burmistrz dopuścił się czynu polegającego na posłużeniu się dokumentem poświadczającym nieprawdę przed Sądem Rejonowym w Piszu, a jeżeli tak, to czy miał świadomość, że posłużył się takim dokumentem i kto ten dokument wystawił - informuje Artur Bekulard z Prokuratury Rejonowej w Piszu.

- Dziewczynom w banku zleciłam, by zrealizowały dwa dowody wpłaty, kiedy pieniądze wpłyną. Niefortunnie któraś ostemplowała dokument, ale wcześniej skserowała i położyła mi na biurku. Ja to wyrzuciłam. Gdy wróciłam z urlopu, to trzeba było wszystko wyciągać, bo Zbyszek potrzebował płatności. Niefortunnie podłożyłam dokument, który nie został zrealizowany - mówi Jolana S., konkubina burmistrza.

Po tym jak historia dowodów wpłaty bez pokrycia ujrzała światło dzienne, w miasteczku zawrzało. Lokalna opozycja zaczęła organizować referendum w celu odwołania burmistrza. Jak mówią mieszkańcy Rucianego Nidy i lokalni dziennikarze - może okazać się, że zarówno burmistrz, jak i jego konkubina stracą bardzo wiele.

- Po co oni to zrobili, nie wiem. Dla mnie jest to zbyt drobna suma, żeby wszystko ryzykować. Jeżeli burmistrz zostanie odwołany w referendum, jego konkubina straci pracę, to oni zostaną bez niczego. Gra nie była warta świeczki - ocenia Anna Grzybowska, dziennikarka portalu obserwator.org.*

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl