„Uniżony sługa” uczelni

Absolwenci Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy już piąty miesiąc czekają na dokumenty potwierdzające ukończenie studiów. Nie mają dostępu do swoich świadectw i indeksów. Jednemu z nich kazano zapłacić 600 tys. zł za oczernianie władz szkoły z dopiskiem „uniżony sługa”.

- Tak naprawdę państwo w państwie to jest mało powiedziane. To jest własny folwark w Legnicy – mówi Maciej Wowk, który studiował w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy.

W 2008 roku pan Maciej rozpoczął studia w Wyższej Szkole Menedżerskiej na oddziale zamiejscowym w Jeleniej Górze. Po drugim roku on i jego koleżanki z grupy nieoczekiwanie dowiedzieli się, że ich studia przeniesiono do Legnicy. Jak twierdzą, to tam, wraz z obroną prac dyplomowych, zaczęły się ich kłopoty.

- W normalnych uczelniach ludzie bronili się w czerwcu, a my w lipcu jeszcze nie wiedzieliśmy, czy będziemy dopuszczeni do obrony – mówi Aleksandra Małczyńska, która studiowała w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy.

- Raz nam wyznaczono termin obrony, który nie odbył się, przyjechaliśmy drugi raz i znów to samo – opowiada Maciej Wowk, który studiował w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy.

W sierpniu 2011 roku studenci z grupy pana Maćka w końcu zdołali się obronić. Chwilę później zapisywali się na studia do innych uczelni na podstawie wydanych przez Wyższą Szkołę Menedżerską zaświadczeń. Sądzili, że uzyskanie dyplomu z suplementem to tylko kwestia czasu...

- Na dokumenty czekamy już około 5 miesięcy, a rekordziści dwa lata – opowiada Konstancja Kuśnierz-Mielcarek, która studiowała w Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy.

- To jest nieprawda. Na 700 studentów, którzy obronili się w ubiegłym roku akademickim, opóźnienia dotyczą tylko 3 przypadków. Dyplomy na pewno dostali albo mogli odebrać, natomiast nie zdążyliśmy ze wszystkimi suplementami, ponieważ to jest bardzo pracochłonne – odpowiada na zarzuty Adam Demecki, prorektor Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy.

Kilka tygodni temu pan Maciej zadzwonił do prorektora, prywatnie syna właścicieli szkoły z pytaniem, kiedy może otrzymać dokumenty. To, co usłyszał mocno go zdziwiło.

- Prorektor kazał mi wziąć numer konta uczelni, w tytule przelewu napisać:  zadośćuczynienie za świństwa wyrządzone Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy, która jest sprawiedliwą uczelnią. Wpłacam niniejszym 600 tysięcy złotych, uniżony sługa. I wtedy nie będzie sprawy – twierdzi pan Maciej.

- To nie za wydanie dyplomu on będzie musiał zapłacić tą sumę, tylko za znieważenie naszej uczelni, prosiłbym żeby to wyartykułować – wyjaśnia Adam Demecki, prorektor Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy.

Zszokowany student postanowił z ukrytą kamerą odwiedzić osobiście szkołę. Przywitali go właściciele szkoły, którzy oskarżyli go o ... straszenie ich bronią.

- Panie Wowk, pan nigdy tej uczelni nie ukończy! Pan najpierw orzeczenie lekarskie dostanie! Pan z pistoletem przychodzi do szkoły. Pokazywał pan pistolet! Pan jest bandytą, proszę pana, pan jest bandytą, pan opuści tę uczelnię – usłyszał pan Maciej od właścicieli szkoły.

Policyjna notatka mówi jasno - żadnej broni nie było. To jednak nie przekonało władz uczelni, które zabroniły panu Maciejowi wejścia na teren szkoły. Ochrona pilnowała, by nie przekroczył bramy.

W trakcie naszej wizyty prorektor wielokrotnie zapewniał nas, że niezadowolonych studentów jest dosłownie trzech. My jednak przed dziekanatem spotkaliśmy kolejnego zdenerwowanego słuchacza, który obronił się we wrześniu.

- Przyjechałem dzisiaj po dyplom i dalej go nie ma. Nikt z naszej grupy go jeszcze nie otrzymał. Znam takich ze 30-40 osób – mówił student resocjalizacji.

- To jest wszystko efekt intryg, które robi pan Maciej Wowk i jemu podobni – twierdzi Adam Demecki, prorektor Wyższej Szkoły Menedżerskiej  w Legnicy.

Sprawą Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy już zajmuje się Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i prokuratura.*

* skrót materiału

P.S. po naszej interwencji Maciej Wowk dostał dokumenty, o które walczył.

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl