Kaleka kontra sprawcy

Marek Zawadzki jest kaleką. 13 lat temu został brutalnie pobity i wrzucony do stawu. Przeżył, choć lekarze nie dawali mu na to szans. Dziś mężczyzna z trudem mówi i porusza się o kulach. Sprawcy pobicia po dwóch latach wyszli na wolność. Mieli wypłacić panu Markowi odszkodowanie i zapewnić rentę. Twierdzą, że nie mają pieniędzy.

- Chciałbym, żeby zabrali ode mnie to kalectwo, chcę wrócić do pracy, ale wiem, że to już nie wróci. Jestem skazany na siedzenie w domu – rozpacza pan Marek.

Wieczorem 6 marca 1999 roku Marek Zawadzki był w jednym z barów koło Mińska Mazowieckiego. Około północy w lokalu doszło do bójki. Pan Marek próbował uspokoić bijących się mężczyzn.

- Dopadli mnie na zewnątrz, dostałem czymś w twardym głowę i straciłem przytomność. Wrzucili mnie do stawu – opowiada Marek Zawadzki..

Jednym z uczestników bójki był syn policjantki z Mińska Mazowieckiego. To ona przyjechała radiowozem na miejsce i zabrała agresywnych mężczyzn do domów. 26-letni wówczas pan Marek w krytycznym stanie trafił do szpitala.

- Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, przygotowywali mnie na najgorsze – opowiada Agnieszka Zawadzka, żona pana Marka.

- Dwa tygodnie byłem w śpiączce. Gdy się obudziłem, byłem w szoku. Nie mogłem podnieść się z łóżka – dodaje pan Marek.

Przez następne lata pan Marek każdego dnia walczył o powrót do normalnego życia. Wiadomo, że pełnej sprawności nigdy nie odzyska.

- To, co miało nastąpić, już nastąpiło. Dalszej poprawy nie ma co oczekiwać. Dzięki Bogu wróciła mowa, mogę sam jeść, z dużym trudem się ubiorę, ale musze mieć pomoc przy myciu – opowiada pobity mężczyzna.

Kiedy pan Marek walczył o zdrowie, w sądzie toczył się proces jego oprawców. Postępowanie trwało kilka lat.

- Brał w tym udział syn policjantki. Ta pani chyba miała duże znajomości, bo załatwiała, że to nie jej syn. Zaczęły się telefony z pogróżkami, trzeba było wyłączyć aparat – opowiada Agnieszka Zawadzka, żona pana Marka.

Trzej pozostali sprawcy zostali skazani za usiłowanie zabójstwa na 12 lat więzienia. W sądzie apelacyjnym zmniejszono im karę do 4 lat więzienia.
Po dwóch latach sprawcy pobicia Marka Zawadzkiego wyszli na wolność za dobre sprawowanie. Ponieważ pan Marek nigdy nie będzie mógł pracować, domagał się od Pawła P. Adama Z. i Cezarego B. odszkodowania i renty. Cieszył się, kiedy sąd w Siedlcach przyznał mu rację.

- Sąd zasądził solidarnie od sprawców 50 tysięcy złotych za doznane krzywdy oraz 1150 złotych renty od dnia wyroku – informuje Krystyna Święcicka z Sądu Okręgowego w Siedlcach.

- Płacą tylko tyle, żeby komornik im nic nie mógł zrobić. Za wszystkie działania komornika w tej sprawie musiałem płacić po 40 złotych – mówi pan Marek.

Paweł P. Adam Z. i Cezary B. są winni panu Markowi już prawie 400 tysięcy złotych. Ale jak twierdzi komornik, poszkodowany nie ma szans na odzyskanie pieniędzy.

- Z pustego i Salomon nie naleje. Można tylko czekać – powiedział  komornik.

- Jest martwy sezon, teraz nie pracuję, jestem budowlańcem. Nie zapłacę, chyba, że w „totka” wygram – mówi Pawłem P., skazany za pobicie pana Marka.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl