Przemoc rodzi przemoc…
Pan Łukasz był w dzieciństwie katowany przez ojca-alkoholika. Mężczyzna bił i groził tak często, że jego dzieci próbowały się zabić, a ich matka zachorowała psychicznie. Pan Łukasz dorósł i założył rodzinę. Gdy ojciec zaatakował po raz kolejny, nie wytrzymał i go zabił. Czy do tragedii musiało dojść? Dlaczego latami nikt nie reagował na przemoc w rodzinie?
Czy jeden wieczór może zmienić całe życie? Wpłynąć na losy człowieka i jego rodziny? To spotkało 29-letniego pana Łukasza ze wsi Zabełcze koło Annopola.
- Gdybym nad tym panował, to by się tak nie wydarzyło – rozpacza mężczyzna.
Jest 20 listopada 2010 roku. Ojciec pana Łukasza, 55-letni pan Julian, wraca do domu. Wcześniej pije alkohol.
- Ojciec zaatakował mnie. Nie trafił, więc odpowiedziałem. Uderzyłem go i się przewrócił. Zacząłem go wtedy bić. Dalej nie chcę opowiadać – relacjonuje pan Łukasz.
Jego ojciec zmarł przed przyjazdem karetki pogotowia. W trakcie śledztwa okazało się, że gdyby przyjechała ona wcześniej, mężczyzna mógłby żyć. Tak się nie stało, bo rodzina, a dokładnie synowa pana Juliana, wezwała ją 4 godziny po zajściu. Dlaczego?
- Pytałam, czy wezwać karetkę, ale teść tak na mnie wrzasnął, że się przestraszyłam i uciekłam. Kilka razy do niego wychodziłam. Sąsiad też wyszedł, chciał mu pomóc dojść do domu, ale on nie chciał – opowiada pani Katarzyna, żona pana Łukasza.
- On się nieraz upił, przewrócił i spał w rowie – mówi jeden z mieszkańców Zabłecza.
6 grudnia 2011 roku po niemal 13 miesiącach od tragedii, sąd skazał pana Łukasza za zabójstwo ojca na pięć lat więzienia.
- Sąd uznał, że mężczyzna był świadomy tego, że zadając w taki sposób uderzenia, będąc w butach wojskowych, może zabić człowieka – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
- Akurat w takich butach byłem. A jak byłem mały i on mnie kopał, to było to fair? Kopał mnie wiele razy – opowiada pan Łukasz.
Jednak 5 lat to i tak efekt nadzwyczajnego złagodzenia kary. Najniższa kara za zabójstwo to osiem lat więzienia. Sąd uwzględnił jednak trudne dzieciństwo pana Łukasza: Picie ojca, jego przemoc fizyczną i psychiczną.
Na apelację lub uprawomocnienie się wyroku mężczyzna czeka w domu. Już po tragicznych wydarzeniach pana Łukasza zaczęło bronić wielu mieszkańców wsi. Część z nich zeznawała na jego korzyść przed sądem. Jednak o tym, co działo się latami w jego domu, nikt przed kamerą rozmawiać nie chce.
- Bardzo dawno temu próbowaliśmy się z siostrą powiesić. Miała pięć lat. Już w gruncie rzeczy wisiała, ale zdjąłem ją. Byłem większy i zrezygnowałem z tego. Bardzo bił też mamę – z trudem opowiada pan Łukasz.
- Dzieci od małego były katowane. Taką kobietę miał zdatną, czyściutką, dzieci chowała, a on pił i bił. Wściekał się, aż w wariatkowie się znalazła – mówi jedna z mieszkanek Zabłecza.
Czy to możliwe, że przez kilkanaście lat sytuacją tej rodziny nie zainteresowały się żadne instytucje? Policja, opieka społeczna, szkoła? Nie było tajemnicą, że matka pana Łukasza w 1996 roku zachorowała psychicznie. Wtedy też wyprowadziła się z domu. Dzieci zostały z ojcem.
- Wywiad środowiskowy w tej rodzinie był przeprowadzony w 1996 roku. Podczas wywiadu nigdy nie zostało ujawnione, że ktoś jest bity, maltretowany.
W czasie, kiedy pracownik przeprowadzał wywiad, dzieci były w szkole – informuje Grażyna Kruszec, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Annopolu.
- Myślę, że takich sytuacji raczej policja nie zauważy. O takich sprawach jesteśmy zawsze informowani przez kogoś z rodziny. Takie informacje by się zachowały. Niestety, w tym momencie takich informacji nie mamy – mówi Janusz Majewski, oficer prasowy policji w Kraśniku.
Czy życie Pana Łukasza mogło się potoczyć inaczej? Tego już dzisiaj się nie dowiemy. Pan Łukasz i jego rodzina muszą żyć z piętnem tego, co się stało. Mężczyzna liczy na apelację i zmianę kwalifikacji czynu z zabójstwa na pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Wówczas byłaby szansa, że do aresztu już nie wróci.*
* skrót materiału
Reporterka: Marta Terlikowska