Pół renty idzie na lek

Refundacyjny koszmar pacjentów. Lek Minirin Melt dla chorych na moczówkę nie znalazł się na liście leków refundowanych i jego cena wzrosła aż 26-krotnie! Dziś jego opakowanie kosztuje prawie 85 zł. Najbardziej chorzy zużywają kilka opakowań miesięcznie, co zabiera im nawet połowę renty.

Tragedia chorych. Przy mózgu wyrasta ogromny guz, który jest nowotworem lub ma stan zapalny. U części pacjentów powoduje niekontrolowane oddawanie moczu. Lek - Minirin Melt pozwala temu zapobiec. Wśród chorych na moczówkę wrze! Opakowanie leku w ubiegłym roku kosztowało grosze, na nowej liście jego cena wzrosła 26-krotnie!

- Do końca 2011 roku za lek Minirin Melt płaciliśmy 3,2 zł, a w tej chwili prawie 85 zł. Dla nas jest to bardzo dużo, bo syn jest na rencie socjalnej i ma na rękę 540 zł. Z tych pieniędzy 250 zł wydaję teraz na lek - mówi Wanda Fil, której syn choruje na moczówkę.

Na forach internetowych zawrzało. To jeden w wpisów:

„Moja żona też choruje, jest po dwóch operacjach. Zużywa 4 opakowania leku na miesiąc, a ma 490 zł renty. Bez leku Minirin Melt umrze. Musi go brać do końca życia. To jest chore.  Kto ustalał taką refundację dla tego leku? Za co żyć Panie Ministrze?”

Lekarze potwierdzają markę leku Minirin Melt podawanego podjęzykowo. Wydatek państwa jest niewielki, bo na moczówkę choruje około 15 tysięcy osób.

- Jest to nowoczesny i lepiej przyswajalny lek. Na świecie zarejestrowany dla pacjentów z moczówka prostą. Gdy są przeciwwskazania lub gdy nie działa, uciekamy się do starej formy leku, podawanego donosowo – informuje prof. Wojciech Zgliczyński, kierownik Kliniki Endokrynologii w szpitalu bielańskim w Warszawie.

A samo ministerstwo zdrowia przyznaje, że stary lek podawany donosowo powinien być stosowany wyjątkowo. Niestety, nikt z ministerstwa nie znalazł czasu na wywiad. Przypominamy więc obietnicę ministra:

- Ustawa wchodzi po to, by pacjenci mieli tańsze leki, bezpieczniejsze, nowocześniejsze i łatwiejsze w dostępie – zapewniał pod koniec grudnia Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia.

- Myślę, że to forma niedopatrzenia urzędników. Podejmowali decyzje w krótkim czasie, bez konsultacji ze specjalistami, którzy na co dzień zajmują się tym rzadkim schorzeniem – mówi prof. Wojciech Zgliczyński, kierownik Kliniki Endokrynologii w szpitalu bielańskim w Warszawie.

- To jest tragiczne. Zastanawiam się z czego człowiek musiałby zrezygnować, żeby te leki kupować. My na prawdę mamy ograniczone wydatki, a teraz trzeba jeszcze bardziej ograniczać, nie jeść - mówi Emil Fil, chory na moczówkę.*

* skrót materiału

Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski

abogoryja@polsat.com.pl