Urzędnicze obietnice

Panowie Stanisław i Zbigniew chcieli, by Kraków miał czyste powietrze. Odpowiedzieli na apel urzędników i zlikwidowali piece węglowe w swoich budynkach. W zamian mieli otrzymać dopłaty. W sumie około 50 tys. zł. Na obietnicach się jednak skończyło. W Krakowie osób w podobnej sytuacji jest ponad 300.

Pan Stanisław mieszka w domu w Swoszowicach - uzdrowiskowej dzielnicy Krakowa.  Podobnie jak pan Zbigniew, właściciel kamienicy w centrum miasta, postanowił odpowiedzieć na apel miasta o walkę ze smogiem. W tym celu w 2009 roku panowie zlikwidowali piece węglowe w swoich budynkach. Miasto za to obiecało dopłaty.

- Dużo huku było o smogu nad Krakowem, o kominach dymiących. Udałem się do Urzędu Miasta Krakowa i potwierdzono mi, że jeżeli zmienię system ogrzewania w budynku, którego jestem właścicielem, to dofinansowanie może sięgnąć nawet 40 tysięcy złotych, czyli 40 procent inwestycji – opowiada Zbigniew Zabrocki, właściciel kamienicy w Krakowie.

- Założyłem instalację solarną, zapożyczyłem się przy okazji w banku. W sumie wydałem około 20 tysięcy złotych – mówi Stanisław Sumara, który czeka na refundację w wysokości ok. 10 tys. zł.

Zarówno pan Zbigniew, jak i pan Stanisław po wykonanej inwestycji złożyli wymagane dokumenty w urzędzie miasta. Pieniądze miały pochodzić z Gminnego Funduszu Ochrony Środowiska.

- Nie było mowy o żadnych ograniczeniach. Mówiono, że wszystkie osoby, które złożą wnioski do 30 października mają dostać refundacje po zawarciu umowy. Ja wniosek złożyłem 18 września 2009 roku – opowiada pan Stanisław.

- Zgromadziłem cały komplet dokumentów i udałem się do tej samej urzędniczki, która 7 września 2009 roku przyjęła moje dokumenty i potwierdziła stemplem, że spełniam wszystkie warunki do otrzymania tej dotacji. Dowiedziałem się, że fundusze na rok 2009 zostały wyczerpane i dopiero na początku 2010 roku pieniążki przyjdą na moje konto – dodaje pan Zbigniew.

Okazało się jednak, że ani w grudniu, ani w styczniu 2010 roku nie podjęto decyzji o przyznaniu dopłaty. Dlaczego? Bo nagle zlikwidowano fundusz.
Okazuje się, że w Krakowie osób w podobnej sytuacji jest ponad 300. Dlaczego do ostatniej chwili przyjmowano wnioski, nie uprzedzając o możliwych kłopotach z dofinansowaniem?

- Zmiana ta została wprowadzona w grudniu z mocą obowiązywania od stycznia, tak że wszystkich nas zaskoczyła. Nie było czasu, żeby ostrzec mieszkańców przed zmianami. Problem dotyczył całej Polski, nie tylko Krakowa. W związku z naszymi głosami została wprowadzona nowelizacja ustawy i od roku 2011 można było przystąpić do realizacji tych dofinansowań. Natomiast powstał kolejny problem, nie możemy dofinansowywać wniosków z roku 2009 roku – tłumaczy Ewa Olszowska-Dej z Urzędu Miasta Krakowa.

- Znam ludzi, którzy nawet w listopadzie składali te wnioski i również byli zapewniani, że te pieniążki dostaną – mówi pan Zbigniew Zabrocki, właściciel kamienicy w Krakowie, który czeka na refundację około 40 tys. zł .

Mężczyźni nie poddają się. Zapowiadają, że o swoje prawa będą walczyć w sądzie. Szukają w tej chwili kontaktu z innymi osobami w podobnej sytuacji, chcieliby bowiem złożyć pozew zbiorowy przeciwko miastu.

- Te osoby powinny wykazać, iż poniosły szkodę przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej tych organów.
Drugą drogą jest wprowadzenie jakiejś regulacji prawnej, która by umożliwiała tym ludziom dokonanie tej dopłaty wstecz – mówi Krzysztof Góralczyk, prawnik z kancelarii Góralczyk&Góralczyk.

- Jest dobra wola urzędników Krakowa. To jedynie gmatwanina papierów, przepisów  paraliżuje możliwość wypłacenia tych pieniążków. To są obiecane mi pieniądze, nie złożę broni - zapowiada Zbigniew Zabrocki, właściciel kamienicy w Krakowie, który czeka na refundację około 40 tys. zł.*

* skrót materiału

Reporterka: Sylwia Kozłowska-Sierpińska

ssierpinska@polsat.com.pl