Warsztaty samochodowe
Nauczyciele z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1w Bartoszycach uczą naprawiać samochody, a przy okazji dorabiają do pensji w szkolnym warsztacie. Reperują samochody okolicznych mieszkańców. Tak twierdzi jeden z pracowników szkoły i jej absolwent.
- Zrobili sobie prywatny folwark. Wykorzystują mienie warsztatów i naprawiają „na lewo” samochody – mówi jeden z pracowników Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych na 1 w Bartoszycach, gdzie na szkolnych warsztatach kształci się m.in. mechaników samochodowych. Jak się okazuje, część nauczycieli zawodu w warsztatach od lat dorabia sobie do pensji. Dotarliśmy do jednego z pracowników szkoły i jej absolwenta. Potwierdzili, że taki proceder jest tam prowadzony: Przyjeżdżał jakiś facet samochodem, ugadywał się co do ceny i wjeżdżał na warsztat. Nikt z dyrekcji tego nie kontrolował – mówi absolwent szkoły.
Nasz reporter bez problemu zlecił naprawę auta jednemu z nauczycieli. Pedagog miał naprawić usterkę drzwi, których nie można było otworzyć od środka. Po pierwszej wizycie w warsztacie okazało się, że trzeba będzie autem przyjechać po raz kolejny.
- Usługi naprawy samochodów nie powinny być tam wykonywane, bo to jest jednostka budżetowa, część szkoły. Narzędzia są zakupione za unijne pieniądze, to też jest obwarowane przepisami – mówi Krzysztof Karólewski, dyrektor Powiatowego Zespołu Administracji Oświaty w Bartoszycach.
- To jest tajemnica poliszynela. Czasami to uczniowie dokonują napraw, a nauczyciele biorą za nie pieniądze – twierdzi jeden z pracowników szkoły.
Nasz reporter następnego dnia ponownie przywiózł samochód do naprawy w szkolnych warsztatach. Po kilku godzinach okazało się, że auto jest już naprawione, a w proceder zamieszanych jest więcej nauczycieli. Nie tylko ten, który podjął się naprawy.
- Możesz podjechać, to w razie czego, kolega Krzysiek da kluczyki i samochód odbierzesz. Zostawisz 20-30 zł – powiedział inny nauczyciel.
Dyrekcja szkoły twierdzi, że nic nie wie o dorabiających do pensji nauczycielach. Według dyrektor w szkolnych warsztatach są wykonywane legalne usługi dla ludności, a pieniądze trafiają do samorządowej kasy.
- Przyjeżdża pan, umawia się z kierownikiem i stawia samochód na dziale samochodowych napraw. Kierownik wyznacza nauczyciela, który jest odpowiedzialny za to. Następnie wystawia fakturę, którą trzeba w kasie zapłacić, w księgowości powiatowej – twierdzi Monika Bogdanowicz, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Bartoszycach.
- Ani w ostatnich tygodniach, ani w ostatnim roku nie wpłynęły do nas żadne opłaty za usługi, wykonywane w pracowni samochodowej – mówi jednak Krzysztof Karólewski, dyrektor Powiatowego Zespołu Administracji Oświaty w Bartoszycach.
Zdaniem absolwentów i pracownika szkoły, do których dotarliśmy, dyrekcja wie o procederze i nic z tym nie robi, mimo iż działa to na szkodę uczniów.
- Władze szkoły, a nawet starostwa wiedziały, że to się dzieje. Były próby uzdrowienia, ale chyba władzom szkoły i powiatu zabrakło determinacji – mówi jeden z pracowników szkoły.
- Jeżeli uczeń idzie na warsztaty szkolne, to chce się nauczyć rzemiosła. Tymczasem uczy się łapówkarstwa – dodaje absolwent szkoły.*
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski