20 strzałów - trzy ofiary

W 2000 roku Andrzej Kursa był człowiekiem sukcesu. Miał firmę budowlaną. Zarabiał duże pieniądze. Rok później, popełnił jedną z najbardziej wstrząsających oraz bestialskich zbrodni. Wszystko zaczęło się od sąsiedzkiego konfliktu, a zakończyło tragedią. Zastrzelił Artura Rojszczaka i jego ojca, żona pana Artura w wyniku postrzelenia umarła kilka lat później. Andrzej Kursa został skazany na 25 lat więzienia, jednak twierdzi, że to on jest ofiarą.

W 2000 roku Andrzej Kursa był człowiekiem sukcesu. Miał firmę budowlaną. Zarabiał duże pieniądze. Jak twierdzi, był też wrakiem człowieka. Wszystko zaczęło się  ponad dwadzieścia lat temu. W 1990 roku,  Andrzej Kursa i jego kuzynka odziedziczyli dom w centrum Krakowa. Ona zajęła parter, on  pierwsze piętro oraz niewielką mansardę. Po kilku miesiącach postanowił ją rozbudować i urządzić wymarzone mieszkanie dla swojej rodziny.


-  Mansardę rozbudowałem do całego pierwszego  poziomu, dodając strop i mury, i wykonując nad nią dach. Budowa została zakończona w stanie surowym w listopadzie 1990 roku – opowiada Andrzej Kursa, skazany na 25 lat więzienia.


- Płytki były przywożone z Hiszpanii. Wszystko było zapięte na ostatni guzik – mówi dr Krystyna Nowak, przyjaciółka Andrzeja Kursy.


We wrześniu 1994 roku kuzynka  Andrzeja Kursy sprzedała swoją część domu. Kupił ją Artur Rojszczak – młody filozof z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wprowadził się tam wraz z żoną i kilkumiesięczną córeczką. Nadbudowa wtedy już stała. Nie miała jednak wpisu w księgach wieczystych.

-  Drugie  piętro istnieje tylko fizycznie, ale nie istnieje w sensie prawnym. Nie ma go w księgach wieczystych.  Prawnie, państwo Rojszczakowie zakupili połowę nieruchomości. To jest bardzo ważne. Wbrew licznym twierdzeniom pana Kursy, że Artur Rojszczak i jego żona usiłowali mu odebrać to jego dodatkowe mieszkanie, taka rzecz nie miała miejsca. I są na to liczne dokumenty. W momencie, gdyby pan Kursa wpisał owo drugie piętro do ksiąg wieczystych, jako swoją wyłączną własność, to skutkowałoby zmniejszeniem udziałów w nieruchomości państwa Rojszczaków do 1/3. Krótko mówiąc, zapłacili za pół ogrodu, działki, a mieliby 1/3  - mówi prof. Paweł Koteja,  przyjaciel zamordowanego Artura Rojszczaka.


- Nie kupili połowy nieruchomości, nie jest istotne to, co jest w księgach wieczystych w Polsce, tylko to, co jest faktycznie wykonane. Już byłem tak tym wszystkim zestresowany, że się bałem do swojego domu wejść własnego - mówi Andrzej Kursa, skazany na 25 lat więzienia.


- Wyzywał wtedy wszystkich, taki szum robił straszny - mówi Jadwiga Rojszczak, matka zamordowanego Artura Rojszczaka.


Między sąsiadami zaczęła się wojna. W 1999 roku spór trafił do sądu. Wyrok I instancji przyznał Andrzejowi  Kursie rację, ale dwa lata później zmieniło się wszystko. 27 września 2001 roku sąd uchylił korzystny dla  Andrzeja Kursy wyrok. Ten wybiegł z sali, nawet nie słuchając uzasadnienia. Wsiadł w samochód i pospiesznie wrócił do domu. Wyprowadził z mieszkania żonę i kilkuletnią córkę. Wyjął z sejfu pistolet. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.


- Czekał na nich po prostu z bronią. Zapytał: Myślisz, że wygrałeś? I zaczął strzelać. Mąż  leżał oparty o ścianę – mówi  Jadwiga Rojszczak, matka zamordowanego Artura Rojszczaka.


 Reporter: Ile strzałów pan oddał?


-  Nie pamiętam. Z akt wynika, że musiałem wystrzelać 2 magazynki - mówi Andrzej Kursa, skazany na 25 lat więzienia.


W ciągu kilku minut Kursa oddał ponad 20 strzałów. Po zabójstwie przestrzelił jeszcze drzwi i wszedł do mieszkania Rojszczaków. Gdy nikogo nie znalazł, wyszedł przed dom i o wszystkim powiadomił policję. Kilka chwil później był już aresztowany. Żona pana Artura jako jedyna przeżyła zamach. W wyniku licznych postrzałów została jednak całkowicie sparaliżowana. Konała w męczarniach przez cztery kolejne lata. Wszystko odbywało się na oczach małej córeczki.


- Mówię, że stała się taka tragedia, i że tatuś nie żyje. A ona tak stanęła  i pyta: Jak to nie żyje? To ja już nigdy nie będę miała tatusia? Mama jej nawet przytulić nie mogła, bo przecież była sparaliżowana. No, ale była. Była mama - mówi Jadwiga Rojszczak, matka zamordowanego Artura Rojszczaka.


-  Jakby pan jechał samochodem i wjedzie w pana TIR. I są 3 osoby martwe na jezdni …– mówi Andrzej Kursa.


Reporter: Porównuje pan to do zastrzelenia trzech  osób z pistoletu?


-  Oczywiście. Skutek jest taki sam – odpowiada Andrzej Kursa.


W sądzie Kursa zeznał, że na czas zabójstwa utracił pamięć. Wszystko przez konflikt z Rojszczakami i wzburzenie, jakie przeżył podczas ogłaszania wyroku. Zażądał, aby jego czyn uznano za zabójstwo w afekcie. Ale biegli psychiatrzy uznali, że dobrze wiedział, co robi. 


-  W większości gazet była nagonka na Andrzeja: szaleniec, morderca, zabójca… Tak, za kraty na zawsze. Ja wierzę, że Andrzej nie działał świadomie – mówi dr Krystyna Nowak, przyjaciółka Andrzeja Kursy.


-  Sąd przyjął, że on działał z zamiarem bezpośrednim. I tyle. To znaczy, że chciał i zabił -mówi Beata Górszczyk, rzecznik prasowy  Sądu Okręgowego w Krakowie.
Andrzeja Kursę skazano na dożywocie. Ten nie poddał się jednak bez walki. Przez 7 lat odwoływał się do kolejnych instancji. Powołano trzy kolejne zespoły biegłych. W 2008 roku stwierdzili, że Andrzej  Kursa faktycznie działał w stanie silnego wzburzenia. Sąd zmniejszył mu karę do 25 lat.


- Jest opinia psychologa, że on nie rokuje nadziei na resocjalizację. Nie można wykluczyć, że ta patologia się pojawi raz jeszcze. Niby dlaczego nie? – mówi prof. Jan Woleński, przyjaciel Artura Rojszczaka.


- Boję o wnuczkę. Przecież ona zaraz kończy 18 lat i będzie się musiała spotykać z Kursą na sprawach. A dla niej Kursa, to jest… przecież on jej zabrał wszystko – mówi Jadwiga Rojszczak, matka zamordowanego Artura Rojszczaka.


Spór o dom, mimo tragedii, trwa w sądzie do dziś. Nic nie zapowiada, aby miał w najbliższym czasie się skończyć. Obie strony zapowiadają, że po wszystkim zamierzają wyprowadzić się z domu. W przypadku Kursy, będzie to możliwe dopiero za 14 lat.


- Mam materiały, część z nich wykorzystywałem do mojej obrony. Najnowsze podręczniki albo dotyczące psychiatrii, albo procedury karnej. Niestety, prawo działa tylko i wyłącznie w książkach. A w praktyce to wszystko nie ma żadnego znaczenia - mówi Andrzej Kursa.


- Naprawdę, nienawidzę go. Nigdy mu tego nie wybaczę. Nigdy!  - mówi Jadwiga Rojszczak, matka zamordowanego Artura Rojszczaka. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl