Policjantka z zarzutami

Policjantka z Dąbrowy Górniczej potrąciła na pasach kobietę i uciekła z miejsca wypadku. Tak ustalili prokuratorzy z Mysłowic. Anna K. usłyszała zarzuty dopiero po dwóch latach śledztwa. W tym czasie dalej pełniła służbę w policji, a nawet awansowała.

Jest 11 listopada 2009 roku: w Dąbrowie Górniczej trwa policyjne święto przekazania sztandaru miejscowej komendzie. Po uroczystościach odbywa się mniej oficjalne spotkanie w restauracji. W tym samym czasie Beata Stępień wraca do domu.

- Na zielonym świetle wkroczyłam na przejście dla pieszych. Gdy zbliżyłam się do chodnika, wjechał we mnie samochód. Musiał jechać szybko, bo odrzuciło mnie na 30 metrów - opowiada pani Beata Stępień.

Kierowca nie zatrzymuje się, nie udziela rannej kobiecie pomocy, tylko ucieka. Chwilę później ścina kilka ulicznych znaków i gubi tablicę rejestracyjną. Wówczas okazuje się, że samochód należy do miejscowej policjantki z wydziału ruchu drogowego -  Anny K.

- Czynności na miejscu nadzorował komendant miejski policji, a przy zdarzeniu czynności wykonywało 15 innych policjantów, więcej niż w przypadkach, gdzie sprawcą mogła być inna osoba niż policjant - opowiada Mariusz Miszczyk z Komendy Miejskiej Policji w Dąbrowie Górniczej.

Policjanci odnaleźli samochód Anny K. Stał rozbity w garażu na posesji należącej do policjantki. Sama funkcjonariuszka wówczas zniknęła. Do prowadzenia samochodu przyznała się jej przyjaciółka Iwona W.

- Kobieta nie zaprzeczała, że doszło do zdarzenia. Wskazywała jednak, że doszło do potrącenia psa, że zdenerwowana odjechała - mówi Marcin Rodzaj z Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach.

Sama Anna K. dopiero dzień później pojawiał się na policji. Przyznała, że na imprezie piła alkohol, ale samochodu nie prowadziła. Na inne pytania już nie odpowiedziała. Zasłaniała się brakiem pamięci. Policji to wystarczyło. Uwierzono w jej wersję.

- Policja chroni swoją funkcjonariuszkę. Nie wszczęto nawet postępowania dyscyplinarnego - mówi Krzysztof Stepień, mąż potrąconej kobiety.

- Miałam rozbitą głowę, roztrzaskany bark, złamaną nogę. W szpitalu leżałam dwa miesiące. Później przechodziłam roczną rehabilitację - dodaje Beata Stępień.

Śledztwo przejęła prokuratura w Mysłowicach. Śledczy nie dali wiary zeznaniom policjantek. Przez ponad dwa lata usiłowali ustalić prawdę. Powołano kilkunastu biegłych. Ustalono między innymi, że na lewarku i kierownicy są odciski jedynie Anny K.

- Zabezpieczyliśmy ślady biologiczne, linie papilarne i włókna. Poddaliśmy je ekspertyzom. Sprawdzono miejsca logowania się komórek policjantek w odniesieniu do miejsca zdarzenia i miejsca ujawnienia samochodu - opowiada Marcin Rodzaj z Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach.

W tym czasie policjantka Anna K. awansowała. Z drogówki trafiła do wydziału kryminalnego, z sierżanta stała się aspirantem. W końcu jednak, 20 stycznia 2012 roku prokuratorzy z Mysłowic oskarżyli policjantkę. Kobieta odmówiła nam komentarza.

- Został przedstawiony zarzut popełnienia ciężkiego wypadku drogowego. Została przyjęta kwalifikacja zaostrzająca i penalizująca ucieczkę z miejsca zdarzenia, wydano środek zapobiegający polegający na zawieszeniu jej w wykonywaniu obowiązków zawodowych - informuje Marcin Rodzaj z Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl