Sale szpitalne puste – dzieci czekają
Lekarze chirurgii plastycznej szpitala w Polanicy Zdroju wykonują jedne z najbardziej skomplikowanych operacji w kraju. Leczą m.in. wady wrodzone twarzoczaszki. Kolejka na ich oddział jesto ogromna. Dzieci czekają dwa lata, dorośli ponad dziewięć. Chirurdzy mogą i chcą operować więcej. Niestety, muszą wcześniej zamykać sale operacyjne, bo brakuje pieniędzy.
- Szymka muszę budzić w nocy, bo ma bezdechy. Szukamy konktaków w USA. W Polsce operacja była zaplanowana na 1 grudnia, ale odmówiono nam jej – opowiada Anna Tryksza, mama 11-letniego Szymona, który ma wrodzoną wadę twarzoczaszki.
- Ja 9 lat czekam na operację twarzoczaszki – dodaje Daniel Lipski, który ucierpiał w wypadku samochodowym.
Mogłoby być szybciej, ale niestety nie jest. Dwa lata na operacje twarzy lub czaszki czekają dzieci, ponad 9 lat - dorośli. Tak jest na jednym z najlepszych oddziałów chirurgii plastycznej - w szpitalu w Polanicy-Zdroju.
- Jeżeli tylko zostaną ku temu stworzone warunki, ilość operacji zostanie zwiększona. Wspomniałem o 1500 operacjach wykonywanych co roku, ta liczba może być dużo wyższa – przekonuje prof. Piotr Wójcicki, kierownik klinki i ordynator oddziału chirurgii plastycznej szpitala w Polanicy-Zdroju.
To nie są zwykłe operacje plastyczne. To najczęściej usuwanie wad wrodzonych twarzoczaszki zagrażających zdrowiu, a nawet życiu dziecka, np. gdy rozwój mózgu dziecka ogranicza przedwcześnie zrośnięta czaszka.
- Operujemy dzieci z rozszczepami wargi podniebienia, wykonujemy operacje czaszek w przypadku wczesnego zarastania szwów czaszkowych, operujemy deformacje twarzy, niedorozwoje żuchwowe szczęki, zniekształcenia oczodołów. Ze względu na zagrożenie medyczne czy zagrożenie życia te muszą być leczone w ściśle określonym terminie. To powoduje, że kolejka się wydłuża – mówi prof. Piotr Wójcicki.
Dzieci operowane w terminie mają szczęście.
- Właśnie operujemy 6-letiego Mateusza. To dziecko było przyjęte już w okresie niemowlęcym w celu uwolnienia przedwcześnie zarośniętych szwów czaszkowych. Zabieg się powiódł. Teraz będziemy korygowali i zamykali kształt czaszki – opowiada prof. Piotr Wójcicki, kierownik klinki i ordynator oddziału chirurgii plastycznej szpitala w Polanicy- Zdroju.
Chirurdzy z Polanicy radzą sobie także z przypadkami, których nie chcą podjąć się lekarze za granicą. 6-letniego Kacperka nikt nie chciał operować. Chłopiec urodził się bez oka. W Niemczech nie potrafiono skutecznie założyć w oczodole tzw. ekspandera i protezy oka, tak by nie wypadała.
- Niemieccy lekarze stwierdzili, że bardziej pomóc nam nie mogą, że potrzebne jest przeprowadzenie operacji chirurgii plastycznej oka. Pomógł prof. Wójcicki - opowiada Anna Walkiewicz, mama 6-letniego Kacpra.
Lekarze domagają się, by Ministerstwo Zdrowia stworzyło program wielospecjalistycznego leczenia dzieci z ciężkimi wadami wrodzonymi twarzoczaszki. To zapewniłoby pieniądze na operacje, zakup brakujących, najnowocześniejszych urządzeń do operacji. Lekarze chcą też regulacji prawnych.
- Czasami boję się operować. Na świecie ośrodki zajmujące się tą najtrudniejszą chirurgią twarzowo-czaszkową, są specjalnie wyposażane i posiadają odpowiedni status prawny, czego u nas niestety brakuje – mówi prof. Kazimierz Kobus z oddziału chirurgii plastycznej w Polanicy-Zdroju.
A brakuje m.in. wydzielonego oddziału intensywnej terapii dla dzieci – to wymogi anestezjologiczne oraz nawigacji chirurgicznej.
- To jest komputerowo wspomagany system, który pozwala na lepszą orientację podczas operacji w pobliżu bardzo ważnych struktur anatomicznych, dużych naczyń mózgu. System pomaga operować w miarę bezpiecznie. Brakuje też urządzeń do przecinania kości, zwłaszcza w obrębie oczodołów – mówi prof. Kazimierz Kobus z oddziału chirurgii plastycznej w Polanicy-Zdroju.
- Zdaża się, że z powodu braku regulacji prawnych odkładamy decyzje o operacji.Istnieje grupa pacjentów ze szczególnie ciężkimi zniekształceniami, gdzie ryzyko wystąpienia powikłań jest większe – dodaje prof. Piotr Wójcicki, kierownik klinki i ordynator oddziału chirurgii plastycznej szpitala w Polanicy-Zdroju.
Decyzja o przesunięciu operacji może być tragiczna w skutkach. Ci, którzy zbyt późno trafią do Polanicy, tracą swoją szansę. Tak się stało w przypadku 2,5-letniego chłopca ze zbyt małą czaszką.
- Dziecko udało się uratować, wszystkie objawy neurologiczne ustąpiły, niestety nie udało się uratować wzroku – opowiada prof. Piotr Wójcicki, kierownik klinki i ordynator oddziału chirurgii plastycznej szpitala w Polanicy-Zdroju.
Czasami lekarze w innych szpitalach odmawiają operacji! Pan Tomasz ponad 30 lat chodził z nerwowłókniakiem aż ten urósł do ponad 2 kilogramów! Szpital w Polanicy znalazł sam - w internecie!
- Byłem w kilku szpitalach, ale nikt tego nie podjął się. Dopiero na tym oddziale. Inni lekarze mówili, że tego nie da się usunąć – opowiada Tomasz Nieckuła.
Z kolei panu Jerzemu odmawiano wszczepienia żuchwy, którą usunięto mu z powodu złośliwego nowotworu. Na rekonstrukcję doczekał się dopiero w szpitalu w Polanicy-Zdroju.
- Kolejka jest tylko jedna na taki oddział chirurgii plastycznej. Pod żadnym pozorem lekarz nie może uprzywilejować jakiejś grupy, bo wszyscy są równi. Bardzo dobrym rozwiązaniem byłoby wydzielenie tych świadczeń zdrowotnych i skierowanie celowych pieniędzy tylko i wyłącznie na dzieci. Na przykład poprzez stworzenie odpowiedniego programu. My, na poziomie województwa, go nie stworzymy. Kreatorem jest Ministerstwo Zdrowia – mówi Joanna Mierzwińska, rzecznik oddziału NFZ we Wrocławiu.
- To trwa już dwa lata i zdaniem urzędników ma potrwać kolejny rok. Realność tego programu budzi moje wątpliwości, bo program prowadzi Ministerstwo Zdrowia, które nie ma na niego pieniędzy. Programu będzie więc zależał od NFZ, a Fundusz będzie zwierał umowy z kim zechce i na jakich warunkach zechce – mówi prof. Kazimierz Kobus z oddziału chirurgii plastycznej w Polanicy-Zdroju.
Ministerstwo Zdrowia wywiadu nie udzieliło. Po wyjaśnienia odesłało nas do… oddziału NFZ-u we Wrocławiu.
- My na Dolnym Śląsku nie tworzymy tego programu i trudno powiedzieć czy on powstanie kiedykolwiek – mówi Joanna Mierzwińska, rzecznik oddziału NFZ we Wrocławiu.
W Polanicy po przysłowiowej godzinie 15 sale operacyjne trzeba zamykać. Dlaczego? Bo pod koniec roku brakuje już pieniędzy na operacje. Pacjentów z wadami twarzy i czaszki przybywa. Skutki wieloletniego czekania na operacje mogą być dla nich tragiczne.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski