Po 20 latach unieważnia adopcję

Dwa razy straciła rodziców. Żaneta Kical została adoptowana, gdy była nastolatką. W nowym domu spędziła 20 lat. Wszystko układało się dobrze do czasu, gdy poznała obecnego męża. Rodzice pani Żanety nie akceptowali jej związku do tego stopnia, że musiała wyprowadzić się z domu. Teraz jej matka walczy w sądzie o rozwiązanie adopcji.

Życie 31-letniej pani Żanety z Kalisza nigdy nie było usłane różami. Kiedy miała 12 lat,  została sierotą.

- Tata zmarł, gdy miałam 4,5 roku, a mama gdy miałam 12 lat. Piła nałogowo, zmarła przez chorobę alkoholową – opowiada pani Żaneta.

Kobieta spędziła w Pogotowiu Opiekuńczo – Wychowawczym 6 miesięcy. Każdego dnia marzyła o tym, aby jeszcze kiedykolwiek poczuć się komuś potrzebna i znowu być dzieckiem dla nowych rodziców. Pewnego dnia marzenie się spełniło.

- Mama przyjechała do mnie do pogotowia opiekuńczego w Zielonej Górze. Wywarła na mnie dobre wrażenie. Miałam nadzieję, że zabiorą mnie do siebie i zabrali. To byli chyba najbardziej zamożni ludzie w miejscowości, w której mieszkali. Mieli duży dom, warsztat krawiecki, tata hodował ryby. Nie mieli własnych dzieci – opowiada Żaneta Kical.

Kobieta dorastała w nowej rodzinie, ale ciągle marzyła jeszcze o jednej, dla niej najważniejszej sprawie. Chciała założyć własną rodzinę. Wyjechała na studia do Wrocławia. Poznała chłopaka. Związek rozpadł się, ale jego owocem jest dzisiaj 6-letni Krzysztof.  Trzy lata temu poznała swojego obecnego męża.

- Po tym nieudanym związku, miałam dać sobie już spokój z mężczyznami i zostać tylko z rodzicami. Dziecko jest najważniejsze. Nagle pojawił się jednak ktoś przy moim boku, kto wytrwale dążył do tego, żebyśmy byli razem. Dla rodziców był jednak za biedny. Nie miał samochodu, prawa jazdy, własnego mieszkania. Czuł się niechciany, więc to ja jeździłam do niego - opowiada pani Żaneta.

- Nie jestem akceptowany, to trudno, ale dlaczego żona cierpi też przez to? – pyta Marcin Kical, mąż pani Żanety.

Małżeństwo wynajęło malutkie mieszkanie w Kaliszu. Półtora roku temu urodził się ich synek. Adopcyjni rodzice nigdy nie zaakceptowali nowego związku ich córki.

Kiedy dwa lata temu zmarł ojciec pani Żanety, a jej matka została sama w 300 metrowym domu, stało się coś, czego pani Żaneta nie może zupełnie zrozumieć. Matka złożyła do sądu wniosek o rozwiązaniu adopcji.

- Wpłynął pozew o rozwiązanie przysposobienia. W pozwie wskazano rażąca niewdzięczność – informuje Anna Kruk, prezes Sądu Rejonowego w Kaliszu.

- Sąd to oceni. Jeśli uzna, że są to ważne przesłanki, to zadecyduje o rozwiązaniu przysposobienia – mówi Iwona Kusio- Szalak, radca prawny.

Matka pani Żanetty nie zgodziła się na wywiad. Spotkania z nią zarejestrowaliśmy ukrytą kamerą:

Matka: Ja nie wiem, co sąd zadecyduje.
Reporterka: Pani Zofio, piękny duży dom, jedno dziecko.
Matka: Sam się nie zrobił.
Reporterka: Nie chciałaby pani mieć swojej córki i wnuków koło siebie?
Matka: Po co mamy bajki opowiadać?

- To jest i tak jej majątek. Mnie się nic nie należy, więc nie rozumiem, po co rozwiązanie tej adopcji? 20 lat wspólnego życia pękło jak bańka mydlana. Mogli mi powiedzieć, bym się nie przyzwyczajała, bo osiągnę pełnoletniość, to będę musiała sobie iść. Najbardziej mnie boli, że wyrzuciła mnie ze swojego serca, bo dom może być wszędzie, tam gdzie rodzina – podsumowuje Żaneta Kical.

* skrót materiału

Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk

mfrydryuch@polsat.com.pl