Biznes kosztem ludzi?
Mieszkańcy Łebcza na Pomorzu protestują przeciw budowie biogazowni. Inwestycja ma powstać zaledwie 100 metrów od najbliższych domów. Łebczanie twierdzą, że przez biogazownię w całej okolicy zapanuje uciążliwy fetor, tak jak w innych regionach Polski, gdzie powstały podobne przetwórnie. Inwestor zapewnia, że tak nie będzie.
- To nie jest smród na 10 metrów. On będzie się roznosił na kilometry – mówi jeden z mieszkańców Łebcza. To miejscowość położona kilka kilometrów od morza. Latem staje się zapleczem noclegowym Władysławowa, z którym bezpośrednio sąsiaduje. W Łebczu ma powstać inwestycja, która wywołała ogromny protest mieszkańców wsi i okolicznych miejscowości.
- Dowiedzieliśmy się, że coś takiego ma powstać w chwili, gdy ustawiono dwie tablice informacyjne. Sprawdziliśmy w Internecie i innych źródłach informacji, jakie to może rodzić skutki - opowiada Paweł Licau, mieszkaniec Łebcza.
Mieszkańcy zorganizowali wycieczkę do dwóch innych biogazowni w Polsce. To co tam zobaczyli i usłyszeli, potwierdziło ich obawy.
- Wizualnie to fajnie wygląda, tylko, że trzeba zatykać nos, bo to wszystko podchodzi do góry, człowieka zbiera na wymioty – opowiada Paweł Licau, mieszkaniec Łebcza.
- 100 metrów stąd są nasze domy. My tu mieszkamy, nie chcemy żyć w smrodzie – alarmuje Piotr Siwa, także mieszkaniec Łebcza.
Lokalne władze, jak i sam inwestor przekonują, że mieszkańcy nie muszą obawiać się przykrych zapachów. Jednak w te zapewnienia nie wierzą mieszkańcy. Czy słusznie? Pytamy w innej miejscowości, w której biogazownia istnieje już od kilku lat.
- Taki był odór, że jak pranie wywiesiłam, to śmierdziało. Potrafiłam jedno pranie trzy razy prać. Oczy łzawiły, kaszel miałam straszny, głowa często bolała – opowiada Renata Stępniak, mieszkanka Liszkowa.
- W naszej opinii porównywanie technologii nie ma racji bytu. U nas biogaz byłby robiony z kiszonki żyta, kiszonki kukurydzy i gnojowicy.
Zakładamy hermetyzację całego procesu, łącznie z procesem dowozu. Wielokrotnie proponowaliśmy wyjazd do biogazowni w tej samej technologii, co nasza, ale nikt z mieszkańców nie był zainteresowany – mówi Kamil Jeleński, przedstawiciel inwestora.
- Jak się spodziewa gości, to można ich ładnie ugościć. Codzienność może wyglądać zupełnie inaczej – twierdzi Brunon Ceszke, radny powiatu puckiego.
Brak zaufania potęguje fakt, że według mieszkańców, nikt nie uprzedził ich odpowiednio o planach uciążliwej inwestycji. O wszystkim dowiedzieli się już po uzyskaniu wszelkich zgód od lokalnych władz.
- Ja jako radna czuję się oszukana, bo nic nie wiedziałam o decyzji i ponad 40 poprawkach. Była ogólnikowa uchwała – twierdzi Regina Kwidzińska, radna gminy Puck.
- O inwestycji wiedzieli przedstawiciele miejscowości Łebcz, radne które zasiadają w radzie, wiedział o tym sołtys. Strony były powiadamiane i nikt nie wniósł żadnego odwołania – mówi Tadeusz Puszkarczuk, wójt gminy Puck.
- Nieprawidłowości doliczyliśmy się bardzo dużo. Na pewno jest to gospodarka ściekami, na którą pozwolenie zostało wydane na zupełnie inny numer działki, nie możemy do dzisiaj poznać autora raportu środowiskowego – wylicza Joanna Gajdamowicz, mieszkanka Łebcza.
Okazuje się, że jest jednak światełko nadziei dla mieszkańców. W trakcie realizacji reportażu wojewoda pomorski Ryszard Stachurski podjął decyzję, na którą tak bardzo liczyli łebczanie. Choć prawdopodobnie jeszcze nie zakończy to definitywnie konfliktu.
- Wojewoda stwierdził nieważność pozwolenia na budowę biogazowi w Łebczu. Decyzję wydano z rażącym naruszeniem prawa, z naruszeniem miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który dopuszcza przeznaczenie terenu pod funkcje usługowe i produkcyjne, ale z wyłączeniem inwestycji, które mogą w znaczący sposób oddziaływać na środowisko – informuje Roman Nowak, rzecznik wojewody pomorskiego.
- Na dzień dzisiejszy przewidujemy możliwość odwołania się od tej decyzji – mówi Kamil Jeleński, przedstawiciel nwestora.
- Taka biogazownia daje tyle prądu, co jeden wiatrak. Dlaczego nie postawić tutaj jeszcze jednego wiatraka? – pyta Mirosław Licau, mieszkaniec Łebcza.*
* skrót materiału
Reporterka: Sylwia Kozłowska-Sierpińska