Zginęła demaskując oszustów

Wioletta Bogusz pracowała w skupie jabłek. Zginęła demaskując mężczyzn, którzy oszukiwali na wadze owoców. Nakryci oszuści rzucili się do ucieczki i rozjechali kobietę. Całe zdarzenie zarejestrowały kamery monitoringu. Niestety, kluczowy dowód w sprawie skasowała policja. Do więzienia trafił tylko jeden z oszustów.

- Teraz jest prawo po stronie przestępców, bandziorów – mówi Danuta Dobrodziej, matka nieżyjącej Wioletty.

Pani Wioletta miała 31 lat. Mieszkała w Rusinowie – niewielkiej wsi w pobliżu Radomia. Znali ją wszyscy. Miała nawet kandydować w wyborach do Rady Gminy. Od półtora roku mówi się tam niemal wyłącznie o niej.

- To jest zdjęcie córki zrobione dosłownie 2 tygodnie przed jej śmiercią. Uśmiech na twarzy, w każdej chwili, jak na tym zdjęciu. Taka była w rzeczywistości – pokazuje fotografię Danuta Dobrodziej, matka pani Wioletty.

- Łzy  same pchają się do oczu. Straciłem wszystko, a może nawet i więcej – rozpacza Tomasz Bogusz, mąż nieżyjącej pani Wioletty.

W maju 2010 roku pani Wioletta zatrudniła się w pobliskim skupie jabłek. Była dobrym pracownikiem. Miała opinię rzetelnej i bardzo dokładnej. Przyjmowała do skupu owoce i wypłacała za nie należne pieniądze.  Do listopada wszystko szło świetnie. Potem jednak zaczęły się schody.

- Była zła, bo, jak mówiła, jakieś młode łebki oszukiwały ją na jabłkach – wspomina Ewa Kądziela, kuzynka pana Tomasza.

- Jej zdaniem, mogli ją oszukać na jakieś 600 złotych – dodaje Wiesław Kędziora, właściciel skupu.

5 listopada 2010 r. pani Wioletta zorientowała się, że jest oszukiwana. Mechanizm był prosty. Na wagę wjeżdżał samochód z jabłkami. Siedziało w nim dwóch mężczyzn. Kolejnych dwóch ukrytych było na tylnym siedzeniu, by dodatkowo obciążyć samochód podczas ważenia. Kiedy rozładowane z jabłek auto miało być ważone ponownie, znikali. Szło gładko. Następnego dnia postanowili więc przyjechać ponownie.

- Byli pewni, że Wiola jest sama na placu. Wsparła się na masce tego samochodu i zawołała, że to ci, co ją oszukiwali. Wtedy samochód gwałtownie ruszył, a ona wpadła na maskę. Trzymała się wycieraczek. Uderzyłem dwa razy z kolana w drzwi samochodu, ale oni cały czas przyspieszali. Dojechali do bramy wyjazdowej, nagle skręcili w lewo i przyhamowali. Upadła na plecy i już się nie poruszyła. Krwawiła prawym uchem i ustami. Jak serce bije, tak pulsacyjnie pryskała.  Nie mogę mówić - rozpacza Wiesław Kędziora, właściciel skupu.

Pani Wioletta zmarła na miejscu. W skupie niemal natychmiast zjawili się policjanci. Okazało się, że sprawcy porzucili samochód w pobliskim lesie. W ciągu 24 godzin wszyscy trafili za kratki.

- Pojazdem kierował 21-letni chłopak, wcześniej karany za przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii i za zniszczenie mienia. Wtedy nie trafił do więzienia – informuje Tamara Bomba z Komendy Powiatowej Policji w Przysusze.

Przebieg tragedii w całości zarejestrował zainstalowany w skupie monitoring. Nagrania miały być kluczowym dowodem w sprawie. Policjanci zabezpieczyli je tego samego dnia. Dalej wszystko już miało być proste. A jednak…

- Tu, w Komendzie Powiatowej Policji w Przysusze, podczas próby zgrania na inny nośnik, nagranie to zostało uszkodzone. Zostało skasowane bezpowrotnie – mówi Tamara Bomba z Komendy Powiatowej Policji w Przysusze.

- Na nagraniu wszystko było ewidentnie widać. Jak ona dochodzi do tego samochodu, jak on ją wiezie, jak ona spada. Ktoś chciał ich chronić i celowo to skasował. Nie ma możliwości, żeby nagranie samo się skasowało – uważa Wiesław Kędziora, właściciel skupu.

- W związku z tym, że został zniszczony dowód rzeczowy, prokuratura w Radomiu prowadziła postępowanie. Zostało ono umorzone z braku cech przestępstwa – dodaje  Tamara Bomba z Komendy Powiatowej Policji w Przysusze.

Kierowca, który wjechał w panią Wiolettę trafił w ręce policji około 3 nad ranem. Mimo to, krew zbadano mu dopiero po 9 godzinach. Wykryto w niej ślady narkotyków. Było jednak zbyt późno, aby ustalić, czy mężczyzna był pod ich wpływem, gdy naciskał pedał gazu. Dlaczego policja zwlekała z badaniem?

- W tej chwili nie mogę się odnieść do tego zarzutu – odpowiada  Tamara Bomba z Komendy Powiatowej Policji w Przysusze.

- On się przyznał, że zażył środki odurzające, ale po zdarzeniu - mówi Danuta Dobrodziej, matka nieżyjącej pani Wioletty.

Kierowcę, który potrącił panią Wiolettę oskarżono o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jego kolegów – o nieudzielanie pomocy oraz oszustwo. W październiku 2011 roku w sprawie zapadł pierwszy wyrok. Kierowcę skazano na 7 lat więzienia. Pozostałych – na dwa lata, w zawieszeniu na pięć.

- Dostał 7 lat, po 3-4 latach wyjdzie i będzie śmiał się ze mnie i z moich dzieci. Niestety, jeśli taka jest sprawiedliwość w naszym kraju, to trzeba samemu ją wymierzać – mówi Tomasz Bogusz, mąż nieżyjącej pani Wioletty.

Rodzina kobiety odwołała się od wyroku sądu. Pan Tomasz zażądał również zadośćuczynienia od sprawców tragedii. W części dotyczącej kary, wyrok został utrzymany. Jako rekompensatę pan Tomasz otrzyma jednak pieniądze.

- Zasądzono po 7 000 złotych tytułem zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę. Przyjmujemy, że jest to tylko częściowe zadośćuczynienie. Nie zamyka to drogi do dalszych roszczeń – mówi Maciej Gwiazda z Sądu Okręgowego w Radomiu.

- To jest zdjęcie z mojej komunii. Jesteśmy smutni, bo nie ma z nami mamy – mówi Natalia Bogusz, córka nieżyjącej pani Wioletty.

- Jak jest mi smutno, to rozmawiam z tatą. Przytula mnie i płacze – dodaje Krzyś Bogusz, syn pani Wioletty.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl