Okrucieństwo! Pies przymarzł do budy

Zostawili psa na pewną śmierć. Zwierzę konało w zimę na opuszczonej działce pod Łodzią. Uwiązane na łańcuchu przymarzło do budy! Było zagłodzone. Psa uratowano w ostatniej chwili, ale do dziś nie odzyskał pełni sił. Właścicielom grożą nawet trzy lata więzienia.

- Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, że pies we własnych odchodach przymarzł do budy – mówi Sławomir Fibak, komendant Okręgu Łódzkiego Straży dla Zwierząt.

23 lutego łódzka straż miejska otrzymała informację, że na działce znajdującej na rogatkach miasta leży konający pies. Strażnicy odnaleźli ogrodzoną posesje, na której znajdowało się jedynie kilka drzew oraz kojec i psia buda.

Aby dostać się do psa, trzeba było poprzecinać łańcuchy znajdujące się na płocie i wejść na prywatny teren. Na miejsce interwencji do pomocy strażnikom i inspektorom Straży dla Zwierząt przyjechał także policyjny patrol.

- Zwierze było przywiązane do budy. Nie potrafiło samo wstać – opowiada Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

- Widok  był przerażający. Sierść tego psa była przymarznięta do budy. Trzeba było go wyciąć stamtąd – dodaje Dariusz Grzybowski, komendant Straży Miejskiej w Łodzi.

Pies leżał we własnych odchodach. Nie miał wody. W miskach był jedynie lód. Natychmiast po wydobyciu z budy został odwieziony do kliniki weterynaryjnej. Policjanci ustalili, że właścicielami psa jest młode małżeństwo Barbara i Przemysław P.

- Jest to małżeństwo mieszkające w niedużej odległości, która pozwalała, żeby tego psa odwiedzić i nakarmić. Kobieta potwierdziła, że pies jest własnością jej męża. Powiedziała, że jest stary i dlatego nie jest w stanie się poruszać. Mężczyzna twierdzi, że zwierzę doglądał – informuje Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

- W przypadku znęcania się nad zwierzęciem w grę wchodzi zagrożenie do dwóch lat wiezienia, ale gdy jest to szczególne okrucieństwo, to kara wynosi trzy lata – mówi Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

- Nie znęcałem się nad psem. On nie przymarzł do budy, była odwilż od trzech dni. Do głodzenia go również się nie przyznaję – powiedział Przemysław P., właściciel psa.

Inspektorzy nazwali psa - Misiek. Straż dla Zwierząt wystąpiła już z wnioskiem o odebranie go właścicielom. W lecznicy pies powoli wraca do zdrowia. Chodzi już o własnych siłach. Jest wesoły i uwielbia zabawy z… kotem.

- Pies może nie wrócić do pełnej sprawności. Miał uraz kończyn, odmrożenia, odparzenia wynikające z zaniedbania. Ma problemy z podnoszeniem i słuchem – wylicza Sławomir Fibak, komendant Okręgu Łódzkiego Straży dla Zwierząt.

Okazuje się, że obok działki, gdzie odnaleziono konającego psa, mieszka bart i bratowa Przemysława P.  Najbliższa rodzina właściciela Miśka nie ma wątpliwości, że pies był głodzony i zaniedbywany już od dawna.

- On wcześniej ze 3 tygodnie już nie wychodził z budy. Nieraz mówiłem bratu, by zrobił z nim porządek albo oddał do schroniska. Jego żona latem przyjeżdżała opalać się na działce, a nie mogła go ostrzyć. Pies był wspólny, kupili go dziecku – powiedział brat Przemysława P.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl