Strach przed mężem

Pani Monika to kłębek nerwów. Mówi, że mąż pierwszy raz uderzył ją w twarz w dniu ślubu, a później było już tylko gorzej. Dziś kobieta porusza się o kulach. W sądzie walczy o prawo opieki nad dziećmi oraz skazanie męża za znęcanie się psychiczne i fizyczne. Sprawy trwają, a rodzeństwo jest rozdzielone. Młodszy syn mieszka z ojcem, starszy z matką.

- Obawiam się o życie swoje i dziecka. Wyzywał mnie od k… Gdy upadłam na podłogę, ciągał mnie za nogę, w końcu uciekłam boso. Już tyle razy interweniowała policja, że wstydzę się ludzi – mówi pani Monika.

- Jeśli nie będziemy o tym mówić, to on ją zabije któregoś dnia – ostrzega pani Katarzyna Sikorska, znajoma rodziny.

Pani Monika ma 31 lat. Mieszka w miejscowości Józefin niedaleko Warszawy. Wyszła za mąż 13 lat temu. Jednak jej mąż - pan Mariusz, jak twierdzi kobieta, już od dnia ślubu stwarzał problemy.

- W dniu ślubu dostałam od męża w twarz – opowiada.

Rok po ślubie urodził się syn Dawid. Trzy lata temu drugi syn - Adrian.  Awantury i przemoc doprowadzały do wielokrotnych interwencji policji.

- Te interwencje były w 2009 i 2010 roku, a od początku tego roku interweniowaliśmy już cztery razy. Zanim doszło do założenia niebieskiej karty, jeden z dzielnicowych otrzymał pismo, że rzekomo matka zaniedbuje rodzinę. Postanowił to sprawdzić. Okazało się, że jej mąż może być sprawcą przemocy w rodzinie. W kwietniu 2011 roku skierowano akt oskarżenia o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad rodziną – informuje Daniel Niezdropa z policji w Mińsku Mazowieckim.

- Byłam przez męża wyzywana od wariatek, twierdził, że nic w życiu nie osiągnęłam, że jestem zerem. Dostałam przez niego depresji, nie dałam sobie rady… podjęłam próbę samobójczą – rozpacza pani Monika.

Dwa lata temu mąż, jak twierdzi pani Monika, bił co raz częściej. W końcu założył sprawę o rozwód i wyprowadził się z ich domu. Dzieci orzeczeniem sądu trafiły do niego. Dla pani Moniki był to szok i cios. 

- Ja jestem zdolna do wychowania dzieci, doskonale sobie daje radę – rozpacza pani Monika.

Kobieta, pomimo trudnej sytuacji, nie poddawała się. Wierzyła w szybkie zakończenie sprawy rozwodowej i odzyskanie dzieci. I w części udało się.

- Dzieci były przy ojcu, ale starszy chłopiec uciekł i ojciec mu złamał rękę. Dopiero wtedy sąd zmienił zdanie – mówi Marianna Malinowska, adwokat pani Moniki.

- Można powiedzieć, że porwałam jej syna z podwórka, kiedy to jego „kochany” tatuś złamał mu rękę na oczach policji. Uciekaliśmy samochodem – opowiada Katarzyna Sikorska, znajoma rodziny.

Starszy syn przebywa z matką, nadal jednak pani Monika nie odzyskała młodszego. Sprawa rozwodowa trwa już dwa lata, przeciąga się sprawa o znęcanie się psychiczne i fizyczne. Sąd potrzebuje czasu. Dla pani Moniki, każdy dzień to udręka.

Pytaliśmy w sądzie w Siedlcach dlaczego dzieci dalej są rozdzielone i nie ma wyroków.  Po kilku dniach uzyskaliśmy jedynie taką odpowiedź mailem:

„Akta sprawy są w Sądzie Apelacyjnym w Lublinie, jedyne co mogę powiedzieć, to że sprawa trwa.”
Umówiliśmy się na spotkanie z panem Mariuszem. Miejscem spotkania miał być dom, gdzie mieszkał z żoną i dziećmi.  Niestety, mężczyzna nie przyjechał na umówioną wizytę. Nie odbierał też telefonów.

- To jest przemyślane działalnie. Był grzeczny, kulturalny, a zrobił co uważał – mówi Marianna Malinowska, adwokat pani Moniki.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk

interwencja@polsat.com.pl