Biznes kosztem ludzi
Wynajmował mieszkania, które grożą zawaleniem. Właściciel zrujnowanej kamienicy w centrum Łodzi oferował ludziom lokale, które nadzór budowlany wyłączył z użytku. Mieszkańcy o niczym nie widzieli. Andrzej P. został ukarany grzywną, której i tak nie zapłacił.
- Ten pan nie ma ludzkich odruchów. Wprowadzał ludzi do mieszkań wyłączonych z użytku. Co będzie, gdy wydarzy się jakaś tragedia? – pyta pan Michał, który walczy z Andrzejem P., właścicielem kamiennicy.
- On widzi tylko pieniądze, nie interesuje go, że budynki są wyłączone z użytku. Byle pieniądze były – dodaje pan Wojtek, który także walczy z właścicielem kamiennicy.
Centrum Łodzi, ulica Nowomiejska, a przy ulicy obskurna kamienica. Mieszkańcy tego budynku każdego dnia walczą o przetrwanie, boją się o własne życie. Walczą z właścicielem budynku i urzędnikami. Powód? Zajmują lokale, w których mieszkać nie wolno.
- Mamy konstrukcje z karton gipsu. Jak pralka chodzi, wszystko się trzęsie. To jest zagrożenie życia, jak się coś oderwie, to wszystko spadnie nam z sufitem – opowiada pani Jolanta, mieszkanka kamienicy.
- W tych mieszkaniach nic nie zostało zrobione. Wnuk biega po podwórku, aż strach żeby nie wpadł do niezabezpieczonej studzienki. Pełno szkieł, brudu. Właściciel zrobił z tego podwórka slumsy – dodaje pan Roman, mieszkaniec kamienicy.
Sześć lat temu kamienica stała się własnością biznesmena z Poznania - Andrzeja P. Kupując nieruchomość mężczyzna wiedział, że mieszkać w niektórych lokalach nie można, bo tak stwierdził Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Pomimo tego, wynajmował lokale.
- Wprowadzenie ludzi do takich lokali jest wykroczeniem, bo przez właściciela nie stosuje się do wydanych nakazów – mówi Julita Wieczorek z Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Łodzi.
- Dowiedziałam się, że mieszkanie jest wyłączone z użytku, jak synowej spadł na głowę sufit – opowiada pani Izabela, mieszkanka kamienicy.
- Po pół roku dowiedzieliśmy się, że mieszkamy w komórce. Płacimy za nią 1700 złotych. To są najdroższe komórki na świecie – żali się pani Jolanta.
Mieszkańcy podpisywali umowy na wynajem. Wielu z nich wpłacało kaucje, i to kilkunastotysięczne. Remontowali lokale. Dziś może się okazać, że będą to stracone pieniądze.
- Moja transakcja wyglądała tak, że przyjechał właściciel, a ja mu przekazałam tzw. odstępne. Powiedział mi, że to jest pozwolenie na stały meldunek. Zapłaciłam 14 tysięcy złotych – opowiada pani Izabela.
- Za mieszkanie daliśmy 19,5 tysiąca złotych – dodaje pani Żaneta mieszkanka kamienicy.
Właściciel, jak twierdzą lokatorzy, o kamienicę nie dba. Nie dba też o mieszkańców. Nic nie dała kontrola Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, bo choć Andrzej P. został ukarany grzywną, to urzędnicy do dziś pieniędzy nie wyegzekwowali.
- Byli może ze dwa razy i nałożyli karę. Dopóki nie będzie tragedii, to będzie cisza – mówi pan Wojciech, mieszkaniec kamienicy.
Mieszkańcy są w bardzo trudnej sytuacji. Urzędnicy pomóc nie mogą, bo kamienica ma właściciela. Kamienicznik kary nie płaci. Żąda jednak od urzędu odszkodowania za niezapewnienie eksmitowanym mieszkańcom lokali zastępczych.
- Podpisywał umowy na krótki okres, a potem ich nie przedłużył. Mieszkańcy przestali płacić, bo nie wiedzieli, czy dalej będą tam mieszkać. Teraz okazuje się, że jest dług. On dokładnie wiedział, że doprowadzi do eksmisji i wtedy miasto będzie miało problem z mieszkańcami – mówi Agnieszka Wojciechowska, dyrektor biura poselskiego Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
- Jeżeli sąd stwierdzi, że mają być lokale zastępcze, a ona ma ich ograniczony zasób, to skończy się zasądzeniem dla niego odszkodowania – dodaje mecenas Piotr Paduszyński.
Próbowaliśmy kilkanaście razy skontaktować się z Andrzejem P. Niestety, bezskutecznie. *
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk