Dotacje na telefon
Pan Jakub Tokarski i pan Łukasz Mazur chcieli pozyskać dotacje unijne na działanie swoich przedsiębiorstw. Postanowili skorzystać z telefonicznej oferty firmy, która oferowała pomoc w pozyskaniu unijnych środków. Można było wnioskować nawet o 200 tysięcy złotych. Wystarczyło jedynie zapłacić 250 złotych, czekać na dokumenty i kontakt od doradcy. Po dostarczeniu przesyłki okazało się, że są w niej dwie książki i dwie płyty CD. Po pomocy doradcy nie ma śladu. Zwrotu książek firma nie przyjmuje.
- Opowiadali, że mają swoich pracowników mają doradców. Niewielka wpłata początkowa i oni mają się zająć wszystkim - mówi Jakub Tokarski, przedsiębiorca z Kłodzka.
Na ofertę chętnie odpowiedział również pan Łukasz Mazur z Legnicy. W telefonicznej rozmowie również zaproponowano mu pomoc profesjonalnego doradcy.
- Oni oferowali pomoc w pozyskaniu tych dotacji, pomoc konsultanta w dowolnym dla mnie czasie i zapewniali, że są do mojej dyspozycji - opowiada Łukasz Mazur, który czuje się oszukany przez firmę.
Rozmowa telefoniczna z konsultantem:
- Ja dzwonię w sprawie dotacji unijnej. Jest to ostatni rok ubiegania się o dotacje . Ja wyślę do pana komplet publikacji, biznesplan i skieruję pana bezpośrednio do doradcy, który jest osobą kompetentną. Zajmie się panem od A do Z.
Wystarczyło jedynie zapłacić 250 zł, czekać na dokumenty i telefon od doradcy.
- Miał mi pomóc zdobyć te pieniądze w postaci napisania biznesplanu. Osoba robi więcej pracy ode mnie, wyszukuje mi nawet projekt, z którego mogę skorzystać - mówi Łukasz Mazur, który czuje się oszukany przez firmę.
Rozmowa telefoniczna z konsultantem:
- W Legnicy będzie pan miał takiego doradcę, nawet kilku, żeby państwo byli kompleksowo obsłużeni, żeby nie czekał pan miesiącami. Po otrzymaniu przesyłki umawia się pan w terminie z odpowiednim doradcą.
Po dostarczeniu przesyłki okazuje się, że są w niej dwie książki i płyty CD. Po bezpłatnej pomocy doradcy nie ma śladu. Zwrotu książek firma nie przyjmuje.
- Nawet nie czytając tego wiedziałem, że to nie jest to co zamówiłem. Odtworzyłem sobie płyty z ciekawości i one zawierały pliki i formularze ogólnie dostępne w internecie. To są wzory i najśmieszniejsze, że sprzed 2-3 lat - opowiada Łukasz Mazur, który czuje się oszukany przez firmę.
- Musiałem jeszcze zapłacić za powrót przesyłki, ponieważ firma odmówiła przyjęcia zasłaniając się tym, że ich regulamin tego nie przewiduje - mówi Jakub Tokarski, przedsiębiorca z Kłodzka.
- Kodeks cywilny pozwala przedsiębiorcom odstąpić od umowy, jeżeli druga strona wykonuje umowę nienależycie. I w tym przypadku tak jest. Zamawiamy usługę, a otrzymujemy książki. Firma próbuje naciągnąć tutaj przedsiębiorcę, próbuje wykorzystać jego niewiedzę - mówi Agnieszka Zwierzyńska, adwokat.
Próbowaliśmy kilkakrotnie skontaktować się z przedstawicielami firmy.
Reporterka: Państwo obcujecie bardzo wiele, a później przychodzą dwie książki. Nie przyjmujecie zwrotów. Chciałabym poznać stanowisko firmy.
- Nie ma problemu. Chciałabym pismo z państwa strony. Właścicielki umówią się - mówi pracownik firmy.
Po kilku telefonach i nieudanych próbach spotkania, firma przesłała do naszej redakcji e-mail:
„ (…)Klient jest każdorazowo informowany co zwiera publikacja i w informacji tej nie ma ani słowa na temat rzekomej pomocy w uzyskaniu dotacji (…) Zamawiane przez klienta publikacje same w sobie stanowią nieocenioną pomoc, pod warunkiem oczywiście, iż osoba, która dokonała zakupu zada sobie trud i prześledzi jej treść (…)”
Firma ma swoją siedzibę w Tychach. Jak się okazuje, takich pseudo-firm oferujących swoją pomoc jest w mieście klika. W jednej z nich pracowała pani Olga.
- 100 osób oszukałam. Kazali nam mówić, ze dzwonimy na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego. Każdy mówił, że koszt wypełnienia takiego wniosku to 5 -6 tysięcy, a ja mówiłam - proszę pana, ale moja szefowa jest ekspertem, ma podpisaną z Urzędem Marszałkowskim współpracę, więc pan uiszcza tylko drobną opłatę przy odbiorze - mówi pani Olga, która pracowała w jednej z firm oferujących pomoc w uzyskaniu dotacji unijnych.
Reporterka: A klienci nie dzwonili do państwa z reklamacjami?
- Do nas nie można było dodzwonić się, telefony były non-stop zajęte, słuchawka odłożona. Nie obsługiwaliśmy tylko województwa śląskiego - odpowiada pani Olga.
Reporterka: Dlaczego?
- Bo za szybko by ludzie dojeżdżali - odpowiada pani Olga. *
*skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska