Drzewo runęło. Kto winien?

Michał Skwarczyński z Warszawy wracał chodnikiem do domu, gdy przygniotła go korona drzewo. Mężczyzna ma osiem śrub stabilizacyjnych w kręgosłupie i nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Po wypadku drzewo zbadał rzeczoznawca – dendrolog. Jego zdaniem klon był chory, niekonserwowany i należało go wyciąć. Zarządca terenu zaprzecza. Odszkodowania płacić nie zamierza.

Złamany kręgosłup, problemy z chodzeniem – to kłopoty z jakimi 33-letni Michał Skwarczyński z Warszawy zmaga się od 20 lipca ubiegłego roku. Tego dnia, około godziny 17.30 pan Michał jak co dzień szedł chodnikiem do domu. Zanosiło się na burzę.

- Brakowało mi 100 metrów żeby dojść do domu. Usłyszałem trzask, spojrzałem w górę i  zobaczyłem, że leci drzewo. Nie zdążyłem uciec – opowiada Michał Skwarczyński.

Pan Michał ze złamanym kręgosłupem, stłuczeniem płuc i krwiakiem w głowie trafił do szpitala. Dzień później przewieziono go do Mazowieckiego Centrum Rehabilitacji w Konstancinie.

- Pacjent został przyjęty celem leczenia operacyjnego, wiedzieliśmy, że będzie wymagał takiego leczenia. Następnego dnia wykonano operację stabilizacji kręgosłupa piersiowego i lędźwiowego – opowiada Marek Rybarczyk z Mazowieckiego Centrum Rehabilitacji STOCER w Konstancinie.

- Cały czas czuję te osiem śrub w kręgosłupie. Przy jakimś schyleniu się, czy skrzywieniu po prostu je czuć. Półtora miesiąca leżałem w łóżku, przy pomocy rodziny i balkonika poruszałem się tyle, co do ubikacji i z powrotem. Najprostsze czynności sprawiały mi bardzo, bardzo duże kłopoty – opowiada Michał Skwarczyński.

Dziś, po dziewięciu miesiącach od wypadku, pan Michał chodzi już samodzielnie. Wciąż jednak przebywa na zwolnieniu lekarskim. Niestety, do pełnej sprawności nie wróci nigdy...

- Przed wypadkiem montowałem klimatyzacje w biurach, byłem monterem. Niestety moja kariera już się skończyła. Do końca życia będę mógł dźwigać do 10 kg, także żadna praca fizyczna, czy siedząca nie wchodzi w rachubę teraz - opowiada pan Michał.

Załamany mężczyzna ustalił, że feralne drzewo stoi na terenie zarządzanym przez Zakład Gospodarowania Nieruchomościami Mokotów. Wystąpił więc do ZGN-u o odszkodowanie. ZGN do winy się jednak nie poczuwa.

- Drzewo, złamało się na skutek burzy. Był to po prostu nieszczęśliwy wypadek, zdarzenie losowe. Nie ma tutaj żadnej winy z naszej strony – mówi Dariusz Bieda z Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy.

Pan Michał znalazł się w sytuacji patowej. Postanowił udowodnić ZGN-owi, że to nie pogoda, ale zaniedbania firmy doprowadziły go do kalectwa. Z pomocą przyszedł mu rzeczoznawca - dendrolog, który poruszony historią pana Michała, postanowił za symboliczną złotówkę zbadać feralny klon.

- Klon jesionolistny jest drzewem wyjątkowo kruchym, jednym z najbardziej kruchych drzew w Polsce. Są to drzewa które bardzo szybko rosną, ale też bardzo szybko zamierają i posiadają niewielką wytrzymałość mechaniczną. Ta wytrzymałość pnia dodatkowo była jeszcze osłabiona przez pęknięcia, rany i ubytki. W naszej ocenie to drzewo powodowało zagrożenie bezpieczeństwa. Na pewno należało je w takim stanie wyciąć. Ślady dowodowe na tym drzewie nie wskazują, by było pielęgnowane – ocenia Jarema Andrzej Rabiński, rzeczoznawca z zakresu dendrologii.

- Zdjęcia, które wykonaliśmy zaraz po tej sytuacji, jednoznacznie wskazują, że drzewo było zdrowe. Nie miało żadnych oznak spróchnienia czy choroby. ZGN nie ponosi żadnej winy z tego tytułu, drzewo było konserwowane, stosowne protokóły z tej konserwacji są w naszej dyspozycji – zapewnia Dariusz Bieda z Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy.

ZGN nie uznaje winy, ale przesłał sprawę do ubezpieczyciela. Ten odmówił wypłaty odszkodowania. Odmówił nam także wypowiedzi do kamery, twierdząc że sprawa jest zbyt skomplikowana, by o niej rozmawiać. W pisemnym oświadczeniu podtrzymuje jednak, że za wypadek odpowiada pogoda...

Problem z zagrażającymi życiu drzewami mieszkańcy osiedla pana Michała zgłaszali ZGN-owi już wcześniej. Niestety, bez skutku.

- Każda nasza interwencja w ZGN-ie kończy się ich zapewnieniami, że drzewa są ubezpieczone. Jeżeli są ubezpieczone, to dlaczego człowiek, który był przygnieciony konarem nie dostał odszkodowania? – pyta Janusz Dobrowolski, członek wspólnoty mieszkaniowej Puławska 174.

ZGN jest nieugięty. Pan Michał z opinią rzeczoznawcy w ręku nie zamierza się jednak poddać. Zapowiada walkę w sądzie.

- Będę walczył, żeby ZGN zaczął coś robić z tymi drzewami, żeby następna osoba nie przechodziła tego co ja i moja rodzina – mówi Michał Skwarczyński.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl