Wystarczyło wypisać mandat...

Straż Miejska w Katowicach za publiczne pieniądze wynajęła adwokata, który przed sądem broni dwóch funkcjonariuszy. Mężczyźni odpowiadają za bezpodstawne użycie siły wobec kobiety, która źle zaparkowała samochód. Mieli ją m.in. przewrócić i ciągnąć po ulicy za włosy. A wystarczyło wypisać mandat...

- Mieli kobietę szarpać, popychać, ciągnąć po ulicy - mówi Bogusława Szczepanek-Siejka z Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe.

Pani Alicja z Lędzin 1 lutego 2010 roku przyjechała do Katowic. Zaparkowała, jak się później okazało, w miejscu przeznaczonym dla niepełnosprawnych i poszła do pobliskiej przychodni oraz na zakupy. Kiedy wróciła, przy jej samochodzie stało dwóch strażników miejskich - Tomasz G. i Mirosław P.

- Stanęłam nie na wprost, ale obok znaku. To był 1 lutego, zima, koperta była zaśnieżona. Obok stał samochód z legitymacją inwalidzką. Na znaku nie było informacji, że to jest miejsce dla dwóch lub więcej pojazdów. Byłam pewna, że jak tam stoi samochód niepełnosprawnego kierowcy, to ja mogę obok zaparkować - opowiada pani Alicja.

Kobieta twierdzi, że położyła torby z zakupami w samochodzie i sięgnęła po dokumenty. Nim wyciągnęła je z portfela, na jej kole założono blokadę. Dlaczego w obecności kierowcy, wbrew przepisom zablokowano pojazd? Tego nie wiadomo.

- Uklęknęłam przy moim kole i sprawdzałam, czy strażnik nie żartuje, bo cały czas miał uśmiech na twarzy. Ten pan mnie odepchnął, upadłam na ziemię, uderzyłam głową. Byłam cała w śniegu - wspomina pani Alicja.

Strażnicy po tym incydencie chcieli kobietę zabrać do radiowozu. Ta odmówiła.

- Poczułam od tyłu, jak łapią mnie pod lewą pachę i jak szmatę wleką po śniegu do samochodu. Wsadzili mnie siłą na tylną kanapę na leżąco. Nogi od kolan wystawały na zewnątrz samochodu - mówi pani Alicja.

- To przekroczenie uprawnień zastosowano wobec kobiety, która źle zaparkowała samochód w centrum Katowic. Zastosowano środek przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej nieadekwatny do potrzeb - mówi Bogusława Szczepanek-Siejka z Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe.

Pani Alicja po kilku minutach została jak gdyby nic wypuszczona. Strażnicy wystawili mandat, zdjęli blokadę i odjechali. Kobieta tego samego dnia zrobiła obdukcję i zawiadomiła policję o pobiciu. Strażnicy usiłowali się bronić, że to kobieta ich zaatakowała. Wersje pani Alicji potwierdzili jednak świadkowie.

- Mam nieprzyjemności z tego powodu. Dostałem groźby, nie ma mnie w Polsce. Oni podali, że pani Alicja ich pobiła, a myśmy wszystko widzieli. Jak 40 kilogramowa kobieta może pobić dwóch King Kongów po 120 kilogramów? Oni ją popchnęli, za włosy ciągnęli po ziemi, miała wszystko potargane - mówi świadek zdarzenia.

- Miałam pokaleczone dłonie, posiniaczone pachy z wybroczynami. To była zima, ileś ubrań na sobie, to z jaką siłą to było, że zostały takie ślady? - zastanawia się pani Alicja.

Sprawa bulwersuje tym bardziej, że katowicka Straż Miejska z publicznych pieniędzy wynajęła adwokata, aby bronił funkcjonariuszy, którym prokuratura postawiła zarzuty. Jeden ze strażników w zeszłym roku odszedł ze służby.

- Ten pan ma inne postępowanie prowadzone przeciw niemu. Chodzi o przyjęcie łapówki - mówi pani Alicja.
Przed katowickim sądem rejonowym toczy się sprawa przeciw strażnikom. Sędzia nie pozwoliła na rejestrację przebiegu rozprawy.

- Zostali oskarżeni, że jako strażnicy przekroczyli swoje uprawnienia służbowe. Zastosowali środki przymusu bezpośredniego, co skutkowało uszkodzeniem ciała poszkodowanej. Obaj oskarżeni nie przyznają się do popełnienia zarzucanego im czynu - informuje Michał Dmowski, wiceprezes Sądu Rejonowego Katowice-Wschód.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl